Mateusz Baran o bieganiu z bólem: To był duży błąd

 

Mateusz Baran o bieganiu z bólem: To był duży błąd


Opublikowane w śr., 12/02/2014 - 10:35

Na początku stycznia wspomniałem Wam o kontuzji ścięgna piętowego (Achillesa). Do dnia dzisiejszego, to jest 5 dni tygodni od pierwszych objawów bólowych, problem pozostał. Z tych 40 dni tak naprawdę większość biegałem. Wziąłem nawet udział w Biegu Chomiczówki i dziś wiem, że był to duży błąd. Tak naprawdę nic ten start mi nie dał, czas był bardzo przeciętny, do tego po pierwszy okrążeniu ścięgno zaczęło mnie mocno drażnić.

Od początku…

Po tygodniu przerwy, czyli 6 stycznia, zrobiłem pierwsze 6 km. Od pierwszego kroku mocno markowałem moment odbicia stopy, podświadomie starałem się nie używać mięśni łydki przy wybiciu. Wiadomo, że brzmi to absurdalnie, bo czym biegać jak nie trójgłowym?

Z każdym dniem powoli dodawałem po kilometrze, ponieważ ból ustępował po około 5 minutach biegu. Mogłem biec w miarę normalnie i dzięki dobremu rozgrzaniu ścięgna przez dalszą część dnia funkcjonowałem normalnie. Ciągle niepokoiło mnie jednak to, że codziennie rano pierwsze kroki sprawiały mi trudność. Już wtedy powinienem przestać biegać, uporczywie jednak starałem się odzyskać utraconych kilka treningów, aby jak najlepiej wypaść w Biegu Chomiczówki.

Jak już wspomniałem, występ nie należał do udanych. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej pogłębiała się moja kontuzja. W ostatnim tygodniu stycznia wykupiłem karnet na siłownię z powodu zalegającego na drogach śniegu. Różnica między bieganiem na bieżni i ulicy była kolosalna pod względem odczuwania dyskomfortu. To sprawiło, że każdy trening w dzień powszedni wykonywałem na siłowni. Biegało mi się dobrze, mimo że każdego ranka nadal czułem ból i zdrętwienie ścięgna. Do tego czasu nie pobrałem rady od specjalisty i na maściach przeciwzapalnych kontynuowałem treningi.

Bolesna sobota

 W sobotę pierwszego lutego wyszedłem wieczorem na zwykłe spokojne wybieganie. Na ścieżkach i chodnikach nadal było trochę ślisko jednak myślałem, że z nogą już trochę lepiej i jeden trening na asfalcie nie zaszkodzi. Oczywiście było odwrotnie. Wszystko się zmieniło. Wcześniej ból z każdym metrem zanikał, co sprawiało, że ostatni kilometr biegałem właściwie jak dawniej, w zeszłą sobotę tylko pierwsze 3 km były w miarę w porządku. Po 6 km powróciło markowanie wybicia, mimo to ból narastał. Dobiegłem do domu na zegarku łapiąc 9 m, z czego ostatni już naprawdę utykałem.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce