Piotr Suchenia: "To była bardzo groźna przygoda. Ale będę tam wracał!" [WYWIAD]

 

Piotr Suchenia: "To była bardzo groźna przygoda. Ale będę tam wracał!" [WYWIAD]


Opublikowane w śr., 19/12/2018 - 10:16

– Czy perypetie na Antarktydzie wybiły ci już z głowy bieganie w takich niepewnych terenach? Co na to wszystko Twoja żona? Nie powiedziała: „Piotrze, to był ostatni raz!”

- Absolutnie nie! Kocham obcowanie z przyrodą, szczególnie w ciężkich, siermiężnych warunkach, a w mojej głowie naprawdę kłębią się niebezpieczne i dziwne pomysły, nie mam jednak czasu i środków, by je zrealizować. W tak trudnych warunkach doskonale widać, jak bardzo człowiek jest zależny od natury i jak, oderwany nagle od nowoczesnych technologii, potrafi się odnaleźć w niebezpiecznym świecie. Takie sytuacje dają do myślenia i odpowiadają na wiele pytań, których nigdy sami sobie byśmy nie zadali. A Iwona? Zna mnie doskonale i wie, że jak się na coś uprę, to będę do tego dążył. Wszystko musi być jednak przekalkulowane i racjonalnie przemyślane. Ryzyko trzeba eliminować do minimum, choć trzeba się z nim liczyć.

– To na koniec wreszcie o sporcie... Wygrałeś maraton w sposób bezapelacyjny. Opowiedz o rywalizacji na trasie.

– Plan na ten bieg był podobny, jak na Maraton Bieguna Północnego: strategia odwrotna od tej, którą przyjmuje się na ulicy. Tutaj dużą rolę odgrywa nawierzchnia, którą trzeba w jak najlepszy sposób wykorzystać. Trasa maratonu składała się z 4 pętli po sypkim i grząskim śniegu, który wciąż padał i padał, do tego na części trasy mocno wiało. Postanowiłem pobiec „mocno” pierwsze dwa okrążenia i wykorzystać jak najlepsze podłoże, do czasu, gdy nie będzie nadawało się do biegania ze względu na coraz głębszy i bardziej grząski śnieg. Po tych dwóch pętlach miałem zobaczyć, jaka będzie sytuacja na trasie i zastanowić się, czy mogę powoli odpuszczać, czy przeczekać trzecie koło i na czwartym znów zaatakować. Zaprocentowało doświadczenie z Bieguna Północnego. Jak postanowiłem tak, zrobiłem. Mocno pobiegłem dwa pierwsze okrążenia i wyrobiłem sobie tak dużą przewagę, że mogłem spokojnie, niezagrożony dobiec do mety na pierwszej pozycji. Bardzo natomiast zaskoczyło mnie na trasie suche powietrze. Antarktyda to pustynia, jak by to nie zabrzmiało, i to się czuje. Musiałem zatrzymywać się na punktach z wodą i pić znacznie więcej, niż podczas maratonu na Spitsbergenie czy ulicznych startów.

– Jakie masz teraz plany sportowe? Oba bieguny już podbiłeś, masz jeszcze coś do zrobienia w tych rejonach czy teraz pora na zmianę biegowych zainteresowań i przeniesiesz się np. na pustynie? Jakie teraz stawiasz przed sobą wyzwania?

– Z pustyni to ja właśnie wróciłem! (śmiech). Nadal chciałbym startować w mroźnych i zimnych imprezach, najlepiej poza kołem podbiegunowym. Tam czuję się doskonale i taki klimat mi odpowiada. Mam kilka „zimnych” pomysłów w głowie, ale muszą one spokojnie dojrzeć i urosnąć.

– Na pewno nie będę uciekał w tropiki. Do zaliczenia 7 kontynentów muszę wprawdzie pobiec jeszcze maraton w Afryce, ale na Saharę się nie wybieram. Na razie muszę odpocząć po długim maratońskim sezonie, podopinać tematy zawodowe i ułożyć sobie pracę na kolejny rok. To jest teraz priorytetem. Bieganie… może chwilę poczekać (uśmiech).

rozmawiał Piotr Falkowski


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce