Zygmunt Berdychowski o Koronie Ziemi: „Góry to nie jest moje życie. Ale pora na kolejne wyzwanie”

 

Zygmunt Berdychowski o Koronie Ziemi: „Góry to nie jest moje życie. Ale pora na kolejne wyzwanie”


Opublikowane w śr., 22/07/2015 - 00:06

Potrzebuje Pan gór do życia?

To, co stanowi punkt wyjścia w mojej przygodzie z górami to konstatacja, że moje miejsce, moja praca są tu, przy Forum Ekonomicznym, Festiwalu Biegowym, działalności publicznej i społecznej którą prowadzę. Swoje życie poświęcam przede wszystkim temu. Góry to jest tylko i wyłącznie uzupełnienie życia, hobby, pasja, a nie cel sam w sobie. Nasi wielcy himalaiście to byli ludzie, dla których góry były celem samym w sobie. Oni z tego żyli, dzięki temu żyli, dzięki temu mogli realizować nie tylko swoje pasje, ale też osiągać coraz lepsze rezultaty, łamali granice. Zapisali się przez to w świadomości ludzi na całym świecie – wspinając się z Rosjanami i innymi nacjami na McKinleya moi towarzysze bezbłędnie recytowali dokonania Jerzego Kukuczki czy Wandy Rutkiewicz. Nie muszę mówić co wtedy czułem jako Polak. To są zupełnie wyjątkowe nazwiska. Wielkie nazwiska. Ja się do nich nie zaliczam.

Tu wracamy do wątku wartościowania osiągnięć...

Bo istnieje naturalna pokusa, by tych, którzy wchodzą na Everest czy zdobywają Koronę Ziemi porównywać z sobą. Ale takie porównania są nie na miejscu i nie wolno ich robić. Nazwiska to jedno, czasy, w których się wspinali to drugie. Aspiracje i plany życiowe to jeszcze co innego. Natomiast absolutnie w każdym z analizowanych przykładów potrzebny jest niesamowity hart ducha, żelazna kondycja, odpowiednie umiejętności, konsekwencja i trzeba to doceniać. Powtórzę się – polecam spacer po grani Everestu, na 8500m n.p.m. Ludzie z dużą dozą powątpiewania na pewno zmienią zdanie i zrozumieją jak bardzo się mylą...

Jaki był koszt pana wyjazdów?

Profesjonalna wyprawa na Mont Everest, z doświadczonymi przewodnikami to wydatek ok. 100 tys. zł. Można taniej i są osoby, które się tego podejmują. Ale robią to kosztem bezpieczeństwa. Niektórzy płacą za to wysoką cenę. W ubiegłym roku uważnie przyglądałem się 4-osobowej ekspedycji, która w bazie pod Everestem, po stronie północnej, rozbiła namioty ok. 200 metrów od naszego obozu. Mogliśmy się spotykać, rozmawiać. Swoją wyprawę zorganizowali oni zupełnie inaczej niż my. Z tej grupy dwie osoby zrezygnowały na przełęczy północnej, trzecia z głębokimi odmrożeniami, po utracie palców wróciła do Katmandu. Tylko jedna weszła na szczyt i szczęśliwie wróciła. Nie warto oszczędzać na bezpieczeństwie, wchodzić samodzielnie, bo ryzyko jest ogromne.

Wszystkie pozostałe wyprawy – z wyjątkiem tej na Antarktydę – mieszczą się w przedziale od 10-12 tys. zł do 45 – 60 tys. zł, w zależności od tego jak to jest góra, jaki jest czas trwania ekspedycji i tego co jeszcze chce się robić na miejscu.

Wyjazd na Mount Vinson jest specyficzny ze względu na logistykę. Droga do bazy na wzgórzach Patriotów, tam gdzie lądują samoloty transportowe Ił-76, jest długa i skomplikowana technicznie. Koszty podnosi również to, że ekspedycje w tym miejscu prowadzą tylko nieliczni.

Jak Pan się czuje jako zdobywca Korony Ziemi?

Tak samo jak przed jej zdobyciem. Nie zmieniło to nic w moim życiu. Największą frajdę sprawia mi nadal bieganie, góry to hobby, a moje życie zawodowe wypełniają Instytut (Studiów Wschodnich) i Festiwal Biegowy. Wejście na McKinleya i zakończenie Korony Ziemi, zwłaszcza na szczycie, sprawiło mi gigantyczną satysfakcję. I tyle. Schodzisz z góry, trzeba dalej żyć, nie oglądać się za siebie... Korona Ziemi (na zdjęciu na szczycie Piramidy Carstensza) nie zmieni mojego trybu życia, nie spowoduje, że będę jeździł po Polsce z wykładami i opowiadał co przeżyłem. Mam takie zaproszenia, skorzystam pewnie z nielicznych, po znajomości. Mam pracę, mam dom, mam co robić...

Co dalej w temacie gór?

(śmiech) Chciałbym zostać najstarszym człowiekiem, który zdobędzie Koronę Himalajów. Ale wspinaczka na ośmiotysięczniki to zadanie niezwykle trudne, zwłaszcza w moim wieku, wymaga ogromnego doświadczenia, w związku z czym trzeba w te Himalaje wracać. A to rodzi koszty...

Pierwsze przymiarki już były?

Pewnie już we wrześniu można by myśleć o wejściu na Czo Oju (8201 m n.p.m.), ale do sierpnia ze względu na niedawne trzęsienie ziemi w Katmandu wszystkie wyprawy w Himalaje są zawieszone. Na pewno nie będę się wspinał na siłę, za wszelką cenę. To jest tylko i wyłącznie uzupełnienie mojego życia. Uda się, to dobrze. Nie uda? Nie będę płakał. Ważne jednak, by mieć cel do którego się dąży...

Rozmawiał Grzegorz Rogowski

Zygmunt Berdychowski – lat 55, twórca Forum Ekonomicznego i Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdroju. Polityk, działacz społeczny, poseł na Sejm I i III kadencji. Zapalony biegacz i alpinista.

Wędrówka po Koronę Ziemi:

  • 2007 - Mont Blanc - 4810m n.p.m. (najwyższy szczyt Europy)
  • 2008 - Elbrus - 5642m n.p.m. (Europa / Azja)
  • 2009 - Kilimandżaro - 5895m n.p.m (Afryka)
  • 2010 - Aconcagua - 6962m n.p.m. - (Ameryka Południowa)
  • 2011 - Masyw Vinsona - 4897 m n.p.m.(Antarktyda)
  • 2012 - Piramida Carstensza - 4884m n.p.m. (Australia i Oceania)
  • 2014 - Mount Everest - 8846m n.p.m. (Himalaje, najwyższa góra Ziemi)
  • 2015 - Mc Kinley - 6194m n.p.m. (Ameryka Północna)

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce