Zimowy Ultramaraton Karkonoski – "kultowy" [ZDJĘCIA]

 

Zimowy Ultramaraton Karkonoski – "kultowy" [ZDJĘCIA]


Opublikowane w pon., 13/03/2017 - 14:06

Są takie imprezy, które mimo zaledwie kilku edycji dorobiły się miana kultowych. Jedną z nich jest w moim przekonaniu Zimowy Ultramaraton Karkonoski - jeden z niewielu zimowych ultramaratonów, do tego poprowadzony najwyższymi szczytami Karkonoszy – pisze Krzysztof Szala, Ambasador Festiwalu Biegów, autor bloga Biegam gdzie Chcę.

Impreza szczególna, która z racji niebywałej popularności zmusiła organizatorów do przeprowadzenia losowania. Chętnych było i jest znacznie więcej niż miejsc. Co powoduje, że ten 52-kilometrowy bieg jest tak popularny i cieszy się takim zainteresowaniem? Trudno jednoznacznie powiedzieć - myślę, że jest to wypadkowa wielu czynników o których postaram się w tej krótkiej relacji napisać.

Zimowy Ultramaraton Karkonoski, czyli popularnie zwany ZUK organizowany jest od 4 lat. Impreza poświęcona jest pamięci Tomka Kowalskiego - himalaisty, wspinacza, biegacza, pierwszego zdobywcy Broad Peak zimą, który niestety na zawsze został już w górach. Organizatorami i wolontariuszami są najczęściej przyjaciele, rodzina i bliscy. To sprawia, że tę szczególną i ciepłą atmosferę czuć od samego początku do końca. Przy odbiorze pakietów, na każdym punkcie żywieniowym czy na samej mecie, gdy ktoś z uśmiechem zakłada Ci medal na szyję.

W sobotę, 11 marca, o godzinie 5:30, gdy większość Karpacza jeszcze smacznie spała, w Domu Wczasowym Mieszko zaczęli krzątać się pierwsi biegaczy, którzy powoli szykowali się do sprawdzania ekwipunku obowiązkowego. Lekka nerwówka - czy zabrałem wszystko, czy każda rzecz jest odpowiednia i czy bez problemu pod moim numerem startowym pojawi się parafka sędziego. Na szczęście wszystko poszło bardzo sprawnie i po sprawdzeniu kilku wyrywkowych elementów wyposażenia byłem gotowy, aby udać się na start - na Polanę Jakuszycką.

W cenie pakietu zapewniony był transport autobusem, także nikt nie musiał się martwić jak dotrze do Jakuszyc. Na miejscu czekały na nas rozpalone ogniska, ciepła herbata i pomocni organizatorzy, którzy służyli wszystkim uczestnikom pomocą.

Start przesunął się o kilka minut, tak więc punkt 7:40 grupa 340 zawodników ruszyło w ponad 50-kilometrową przygodę grzbietem Karkonoszy.

Pierwsze kilometry, w zasadzie cała trasa do schroniska na Hali Szrenickiej, były jednym wielkim tramwajem. Wąska ścieżka, świeży, kopny śnieg powodował, że wyprzedzanie było praktycznie niemożliwe i wszyscy grzecznie, jeden za drugim powoli łapali kolejne kilometry. Z jednej strony było to trochę frustrujące, z drugiej zaś - skutecznie chłodziło zapędy osób, które nie mają chłodnej głowy i mają tendencje do spalenia się na samym początku biegu. Jako, że sam lubię z początku przycisnąć - w głębi ducha cieszyłem się, że nie mam takiej możliwości.

Na Hali Szrenickiej czeka na nas pierwszy punkt odżywczy, wystawiony na dworze. Do jedzenia wszystko co najlepsze - pomarańcze, banany, jabłka i różne słodkości. Niestety zegar nieubłaganie tyka i trzeba napierać dalej. Pogoda dopisuje, słońce co rusz spoziera zza chmur ogrzewając nas na grzbiecie. Widoki są przepiękne i Karkonosze nie pierwszy raz pokazują swoje zimowe piękne. Aż do schroniska Odrodzenie czeka nas naprawdę komfortowe bieganie w pięknych okolicznościach przyrody.

Można śmiało powiedzieć, że był to najprzyjemniejszy odcinek biegu. Na szlaku zaczęła pojawiać się coraz większa liczba turystów pieszych jak i użytkowników nart biegowych.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce