Łemkowyna Ultra Trail 150 Ambasadora

 

Łemkowyna Ultra Trail 150 Ambasadora


Opublikowane w czw., 10/11/2016 - 08:44

Iwonicz Zdrój – Puławy Górne(121,2 km)

Druga noc na trasie to wyjątkowe przeżycie. Z tego odcinaka pamiętam jedynie mokre uwalone błotem buty, kilka gleb i majaki. Czego ja tam nie widziałem. Różnego rodzaju budynki, niedźwiedzie, wilki, węże i atrakcyjne kibicki ;-). Ale to nie było najgorsze. Najgorsze były sekundowe utraty świadomości z którymi nie sposób było walczyć. Do tego na ostatnim odcinku tuż prze Kiczera SKI w Puławach Górnych dostałem strasznej trzęsawy. Byłem przemarznięty, miałem mokre buty i naprawdę było blisko bym się tutaj poddał. Chłopaki przeżywali to samo i nawet zaczęliśmy nieśmiało wspominać o kapitulacji. 

Na szczęście jakoś dotarliśmy do Puław i tu od razu wpadliśmy w ręce Dionizego i jego ekipy. Byliśmy już 25 godzin i 53 minuty w trasie. Po pysznej zupie dyniowej, pieczonych ziemniakach i mocnej kawie postanowiliśmy złapać 20 minut snu. Nie wiem ile spałem, ale po obudzeniu się decyzja moja i moich nowo poznanych kolegów była jedna – walczymy dalej. Ubieramy się, wymieniamy baterie w czołówkach i wychodzimy na zewnątrz. Jest kilka minut po 2:30. Do mety pozostaje już tylko niespełna 29 kilometrów. Najcięższych na trasie.

Puławy Górne – Przybyszów (136,3 km)

Po wyjściu z punktu mocno napieram pod gorę. Za mną moi towarzysze i jeszcze jeden napotkany po drodze biegacz. Teren początkowo przyjazny robi się po ok. 2 kilometrach jedną wielką błotną pulpą. Do tego taka mgła że widoczność równa się prawie 0. Nie ma sensu świecić czołówkami na wprost bo i tak nic nie widać. Nawigujemy w czwórkę świecąc to na szlak (tu widać dobrze ślady butów biegowych), to na najbliższe drzewa z nadzieją, ze zobaczymy odblaski oznaczeń trasy. Dzięki temu, że było nas w tym momencie czterech łatwiej radzimy sobie w terenie. Gdy mgła opada zaczynają się inne problemy. 

Po jednym z upadków bardzo boli mnie piszczel uniemożliwiając mi nie tylko bieg ale też i szybszy marsz. Odpuszczam tempo i moi towarzysze lekko mi uciekają. Cieszę się, bo przed Puławami chcieli rezygnować a teraz wyglądają na mocno zdeterminowanych. Do Przybyszowa docieram tuż przed 7.00. Spotykam na punkcie chłopaków i mocno ich zachęcam do tego by ruszali już w trasę. Ja wypijam tylko kubek czerwonego barszczu, co okazało się zbawienne dla nie współpracującego już ze mną żołądka. Barszcz był tak pikantny, że moje wnętrzności poddały się w nękaniu mojej osoby. Od tej pory wszystko działało jak należy. Kuśtykając ruszam na ostatni odcinek.

Przybyszów – Komańcza (150,0 km)

Odcinek walki z samym sobą, majakami i wyziębieniem organizmu. Choć tutaj uratował mnie jeden prosty zabieg. Założyłem na kurtkę (jeszcze w Puławach) foliową koszulkę adidasa jaką dostaje się po maratonach na mecie. Świetnie się sprawdziła jako wind-stoper. O błocie na tym odcinku nie wspomnę bo pewnie robi się to nudne, ale jak jesteście ciekawi co z nim to napisze tylko tyle że było. Na ostatnich 5 kilometrach powalczyłem jeszcze trochę wyprzedzając około 6 zawodników. Niestety trucht przeplatałem marszem. Kontuzja prawej nogi okazała się jednak poważniejsza niż sądziłem i skutecznie zabiła mi radość pokonywania ostatnich metrów. 

Owszem po przekroczeniu linii mety (czas 34:13:07, miejsce 144 na 169 biegaczy którzy ukończyli) byłem szczęśliwy, jednak bieg nie był jakimś moim specjalnym wyczynem. Warunki warunkami, ale popełniłem trochę własnych błędów z czego najpoważniejszym było nie zabranie kijków na trasę (przynajmniej od Chyrowej). Na plus zaliczyć mogę zebrane doświadczenie w trudnych warunkach pogodowych i trochę refleksji na temat sprzętu. Za rok tu wrócę, żywiąc nadzieje, że pogody i tak gorszej nie będzie a ja postaram się być o wiele bardziej przygotowany na stawienie jej czoła.

Podsumowanie

Na starcie stanęło 347 biegaczy. Bieg wygrał Bartosz Gorczyca z rewelacyjnym jak na te warunki czasem 18:00:42. Wśród kobiet triumfowała Anna Witkowska uzyskując czas 26:25:52. Bieg ukończyło w limicie 169 zawodników. Tylko 7 z nich przebiegło teoretycznie łatwiejszy odcinek z Chyrowej do Komańczy szybciej niż odcinek z Krynicy do Chyrowej, co pokazuje jak wymagającym i trudnym był tegoroczny ŁUT 150

Zbigniew Mamla, Ambasador Festiwalu Biegów

Fot. Archiwum prywatne Zbigniewa Mamli, Karolina Krawczyk


Festiwal Biegów - Wszystko co chcesz wiedzieć o bieganiu

Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce