2. Półmaraton Gdańsk i niesforny GPS Ambasadora

 

2. Półmaraton Gdańsk i niesforny GPS Ambasadora


Opublikowane w czw., 29/10/2015 - 13:31
Po 10 km liznąłem żela - jak często się mi to zdarza, część wylądowała na nogach. Po 15 km wycisnąłem resztkę, tuż przed punktem nawodnienia. Tam też wyrzuciłem tubkę - niewiele tego było, bo znowu poleciał na nogi. Zegarek pokazywał 1h33' jako czas ukończenia, więc przyszła nadzieja, że może dogonię baloniki na 1h30'. Przyspieszyłem, bo... ładne dziewczyny zobaczyłem.

Damy w końcu przegoniłem i spotkałem Andrzeja, z którym pojechaliśmy na Festiwal do Krynicy. Biegł w fajnej koszulce, którą tam kupił - filmowego bohatera Kapitana Amerykę. Mówię - mamy świetne tempo, ale musimy przyspieszać bo już chyba 5 km zostało.

Widać już stadion - pytam ile zostało nam kilometrów. W odpowiedzi słyszę - 3 km. Myślałem, że kilkaset metrów a czas jakby szybciej płynie. Podbiegamy na most przed stadionem - zegarek wskazuje 1h37'. Czas ukończenia – tragedia. Nie zwalniam, próbuję przyspieszać. Doganiam coraz więcej kumpli i słyszę - ej no co tak późno? Biegnę, ale nie mogę się zmobilizować na szybsze tempo. Już widać expo i tłumy kibiców.

400 metrów – krzyczy spiker, a mój zegarek... zamyka ekran. „Ukończyłeś półmaraton w 1h33'”. Jestem wkurzony. Wyprzedzam jeszcze kilku rywali. Widać metę w hali. Nagle słyszę jakiś przerażający krzyk - to dwóch takich, co wyprzedziłem, zebrali się ostatkiem sił i z krzykiem wyprzedzają mnie na 30 metrów przed metą.

Super było. Tylko... dlaczego tak krótko? Czułem wielki niedosyt kilometrów. Tak już jest, gdy się biega ultra. Najbardziej podobają się trasy całodzienne.

Odebrłem medal. Poczekałem na znajomych. Potem wspólne zdjęcia i wrażenia - każdy swoje. Jest Ania – 1h39'. Idziemy na drożdżówki i banany. Szukałem też Tomka - miał prowadzić ojca a 1h37'. Udało im się złamać 1h39'. Potem kolejni znajomi i posiłek - była bardzo smaczna i ciepła zupka pomidorowa z makaronem. Koleżanka Ewa nawet wcisnęła 3 talerze – szczęściara, dostała od znajomych.

Zakończenie imprezy w hali. Medal - niektórzy mieli mieszane uczucie. Mówili, że rok temu był ładniejszy. Ten obecny jest w kształcie wstążki - zamierzenie autora było takie, by każdy miał z sobą choć fragementa takiej, jaką przerywają zwycięzcy. Identyczna była na Biegu Westerplatte i ma być na Maratonie Gdańskim.

W Gdańsku wygrał Błażej Brzeziński – 1:05:21. Drugi Michajło Iweruk – 1:05.22. Trzeci Anton Potockij – 1:05.34. Czwarty Radosław Dudycz - po 20 latach pobił rekord Polski 40-latków – 1:06.56. Radek jednocześnie został uhonorowany tytułem najszybszego gdańszczanina.

Marta Krawczyńska osiągnęła lepszy czas niż rok temu – 1:15.18, ale po prostu nie mała szczęścia. Zajęła fantastyczne 2. miejsce przegrywając kilka sekund z Olgą Ochal – 1:15.14. Wszystko może Cię spotkać, możesz mieć słabszy dzień, albo przeciwnik lepszy.

Piotrek Pietrzak też pobił swój rekord życiowy czasem poniżej 1,21. Po dekoracji za drugie miejsce w kategorii wiekowej przyznał, że chce robić kolejne życiowi. Arek też rekord życiowy. Bo życiówek padło na trasie bardzo wiele - pogoda była wręcz idealna, a trasa wydawała się szybsza niż rok temu. Do tego sprawna organizacja - wielka hala, gdzie wszyscy mogli się pomieścić i dobre humory. Niczego więcej nie trzeba.

Poszedłem a spotkanie gdańskiego klubu biegowego. Dzieliliśmy się wrażeniami kameralnie, w Parku na zaspie. Jak po biegu w Sopocie.

Na przyszły rok będę chciał dogonić kolegów z 1h30', czyli pobiec niecałe 5 minut szybciej.

Dziękuje jednocześnie klubowi biegowemu Galion i Dyrektorowi półmaratonu za świetną organizacje biegu.

Krzysztof Kolatzek, Ambasador Festiwalu Biegów

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce