2. Półmaraton Gdańsk i niesforny GPS Ambasadora

 

2. Półmaraton Gdańsk i niesforny GPS Ambasadora


Opublikowane w czw., 29/10/2015 - 13:31

Wcześnie rano owsianka musli z imbirem. Potem napoje, prysznic i jedziemy. Aha - ponieważ jestem gapa i zdarzyło się mi zapomnieć chipa, zamontowałem go na bucie już wieczorem. Sprawdziłem też czy mój numer na pewno znajduje się w plecaku. Skrót znaleziony na przełaj po ciemku, ranu oczywiście pomyliłem - zamiast kilometra mniej zrobiłem 2 km więcej.... Na rowerze to niewiele, ale... pękła mi linka od przerzutki i musiałem jechać na najcięższym, pierwszym biegu, służącym do zjazdu z górki. Spieszyłem się. Gdy dotarłem na miejsce, byłem mokry. Potraktowałem to jako rozgrzewkę. Jeszcze tylko telefon do Michaela, by oddać mu pakiet startowy, chip i numer. Porozmawialiśmy co, kto, kiedy, gdzie i poszedłem na rozgrzewkę do Grupy biegowej Dream Team. Już prawie kończyli, więc biegiem do depozytu.

Ten sprint to jednoczesnie test mojego pierwszego zegarka z GPS-em. Szukałem kolegi, który też ma mój model by zdobyć praktyczne informacje o jego uztykowniau. Za chwilę przecież miałem ruszyć.

Ustawiłem się w grupie na 2 godziny. Odszukałem Anię. Był już start, gdy uruchomiłem zegarek. Zanim dotruchtaliśmy do maty, minęło trochę czasu. Ale trzymaliśmy się baloników - tym razem były czarne, rok temu chyba białe.

Na 1h40' prowadził Piotrek, którego dobrze wspominam bo dopinguje wszystkich towarzyszy z trasy. Wyszliśmy na główną drogę do centrum Gdańska - mały podbieg na estakadę. Zostawiłem Anię, bo czułem się bardzo dobrze. Adrenalina kazała rwać do przodu, więc zostawiłem i baloniki. Powoli przyspieszałem. Zegarek ustawiony tak, by pokazywał szacunkowy czas ukończenia półmaratonu, bardzo podoba mi się ta funkcja, niestety nie pokazywała on przebiegniętego kilometra, tylko tempo chwilowe, a bałem się naciskać co by go nie zatrzymać. Test w trakcie biegu, a nie przed - u mnie to jest normalne! Poza tym - tak jest ciekawiej!

Pytam się garminowców i suntowcow, bo głównie tacy dominują w biegu, ile już przebiegliśmy. Mnie też co kawałek ktoś pyta o to samo. Odpowiadam, że jeszcze nie wiem gdzie ten parametr znajduje się w zegarku. Kolega podpowiadał, że można to sobie ustawić. Ogólnie byłem zadowolony, bo cały czas wyprzedzałem. Ale.. To też jest tak, że ludzie z przodu ustawiają się w strefach, których czasów nie są w stanie pobiec. Nie mam do nich pretensji, bo dzięki temu łatwiej utrzymać i tempo, a to dopinguje.

Dobiegamy już do stoczni i pomnika stoczniowców. Trasa się podoba - słyszałem tylko same dobre opinie. Wbiegamy na kolejną estakadę i na główną ulicę - Aleję Zwycięstwa. Teraz z 10 km praktycznie cały czas prosto. Ale nudno nie będzie.

Off topic - spotykamy się ostatnio z falą hejtu na temat biegów ulicznych. Organizatorzy niepotrzebnie na to odpowiadają i uskuteczniaja takie pomysły jak wpuszczanie samochodów na wielopasmówki z jadącymi obok samochodami. Trującymi samochodami, bo w naszym kraju większość to 10-, 20-letnie złomy i to jest niedopuszczalne. Identycznie było na Maratonie Solidarności. Maszym kosztem robi się ukłon w stronę hejterów, którym jest zawsze mało. Tym bardziej, że półmaraton biegliśmy 1,5 godziny, a nie na przykład 6. Przecież można skrócić limit do np. 2,5 godzin, bo to ludzie powinni się przygotować do takiego biegu, a nie bieg przygotować się na biegaczy. Na szczęście ruch w niedzielę na gdańskich ulicach był niewielki...

Na gdańskiej trasie mijaliśmy wiernych kibiców i biegających znajomych, którzy gdy sami nie bigają, zawsze dopingują znajomych. Ja też tak robię. Dobiegłem do Andrzeja, który właśnie w dniu imprezy miał urodziny - złożyłem życzenia i zaczęliśmy rozmawiać. Wychodziło, że obaj chcemy pobiec kilka minut lepiej niż zające trzymamy tempo.

Swoje kilometry odmierzałem punktami nawadniania. Na trasie były co 5 kilometrów - dobrze zorganizowane, z wydzielonymi punktami na śmieci. Wyrzucane kubki to bardzo dobry pomysł, bo nie walają się po drodze. Niestety spora cześć biegaczy jeszcze nie potrafi się do tego przystosować, ale liczę, że z czasem się to zmieni.

Andrzeja zgubiłem raz, ale mnie dogonił. Potem miał jeszcze zdarzenie losowe. Zobaczyliśmy się dopiero w hali. W jednym miejscu był też punkt z muzyką - oby takich więcej, w szczególności gdy niedaleko do mety.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce