Za-szczyt-ny Tatraman Ambasadora

 

Za-szczyt-ny Tatraman Ambasadora


Opublikowane w wt., 30/08/2016 - 08:36

Górskie triathlony w naszym kraju to nadal niszowa odmiana tej dyscypliny. Choć zawierają trzy konkurencje, analogicznie jak bardziej znane triathlonistom imprezy rozgrywane na płaskim terenie, to jednak różnią się znacznie zarówno pod kątem klasy trudności jak i stopnia urozmaicenia. I nie chodzi wyłącznie o ukształtowanie terenu, lecz także i sprzęt niezbędny do pokonania całej trasy. Takie właśnie wymagania postawił przed uczestnikami Tatraman – górski triathlon na dystansie „połówki”.

Relacja Rafała Ławskiego, Ambasadora Festiwalu Biegowego

Dystans 113km nie świadczy o stopniu trudności tej imprezy, lecz różnica wzniesień - wynosząca ponad 3000m. Tak naprawdę ekstremalny charakter imprezy podkreśla trudna technicznie trasa rowerowa, bieg o charakterze górskim, w tym ostatnie 4 kilometry podbieg na Kasprowy Wierch (1985m n.p.m.). Z perspektywy uczestnika narzuca to kilka dodatkowych wymogów – tych treningowych oraz przygotowania sprzętowego.

Triathlony górskie z reguły oferują już na samym początku „zimny prysznic”. I to dosłownie – w zbiornikach górskich temperatura wody jest zdecydowanie niższa aniżeli w kąpieliskach o charakterze turystycznym. Dużą zaletą Tatramana dla osób, którym morsowanie nie służy, jest pora roku. Impreza odbywa się bowiem na koniec sezonu letniego, temperatura wody nad Niedzicą nie powoduje dyskomfortu termicznego. W dniu zawodów na uczestników czekała dodatkowa niespodzianka - mgła.

W tego typu imprezach nie stanowi to absolutnie żadnego zaskoczenia. Organizator przygotował wariant uwzględniający takie okoliczności i przedstawił przed startem modyfikację trasy. Brawo za pomysłowość - wystarczyły cztery bojki i dwukilometrowy odcinek gotowy; z pętlami, ale jednak! To rozsądne rozwiązanie przede wszystkim dla tych, którzy mieli styczność z analogicznymi warunkami wyłącznie na basenach termalnych.

Po wyjściu z wody mgła nadal utrzymywała się. Temperatura powietrza wzrosła nieco powyżej 10 stopni. Czas na strefę T1 i rozpoczęcie wymagającej trasy kolarskiej. Etap rowerowy wymagał przygotowania nie tylko siłowego, lecz także umiejętności pokonywania zjazdów o dużym stopniu nachylenia. Warto zaznaczyć, że niektóre odcinki trasy mają około 16 stopni, na zakrętach możliwa jest wilgoć w zacienionych miejscach, a na poboczu zalega żwir, który może stanowić ogromną barierą przy hamowaniu i stanowić spore niebezpieczeństwo przy większych prędkościach - a te nierzadko przekraczały 60 km/h.

Z drugiej strony podjazdy też stanowiły nie lada wyzwanie, już w okolicach 16 kilometra, następnie na 33, 55, 76 kilometrze. W moim przypadku, prędkość na wybranych odcinkach wynosiła nawet poniżej 12 km/h.

Całość trasy pokonana w 3 godziny i 50 minut. Jako punkt odniesienia mogę podać, iż na płaskich trasach jeżdżę poniżej 3 godzin, więc to spora różnica. W tym miejscu warto zaznaczyć jeszcze, iż ze względu na niszowy charakter imprezy, zawody odbywały się przy otwartym ruchu drogowym. Jednak trasa oznakowana była doskonale, a i pomoc wolontariatu we wszystkich newralgicznych miejscach okazała się nieoceniona.

Co do trasy biegowej - także i tutaj Organizator zapewnił maksymalny komfort i bezpieczeństwo dla uczestników. Również ten etap prowadził przez słowacką stronę Tatr. Na szlakach nie było zbyt wielu turystów, co zdecydowanie ułatwiało przemieszczanie się, szczególnie na ostatnim niemal wspinaczkowym 4-kilometrowym podbiegu na Kasprowy Wierch, gdzie znajdowała się meta zawodów. Tam też panowała już nader gorąca atmosfera nie tylko ze względu na emocje zbliżającego się finiszu, ale i temperatury osiągającej niemal 30 stopni. Podbieg w pełnym słońcu – dokładne przeciwieństwo atmosfery przedstartowego stresu, który przed godziną 7:00 przeżywało ponad 70 zawodników w Niedzicy, oczekując w piankach pływackich na start. Teraz piekące słońce daje się od czasu do czasu we znaki zawodnikom z ekwipunkiem godnym górskich ultrasów – oczywiście plecak nerka z zapasem wody, żelków, dodatkowego wyposażenia, które wymaga Organizator ze względów bezpieczeństwa.

Ostatnie 400 metrów to emocje wprost nie do opisania - kilka „pięter wyżej” wyłania się szczyt Kasprowego Wierchu oraz tłum ludzi oczekujących na zawodników i witający brawami, zarówno tych, którzy ostatnie metry spokojnie dochodzą do symbolicznego zegara oficjalnego pomiaru czasu jak i tych, którzy podobnie jak ja lubią szybki finisz. No i oczywiście gratulacje oraz medal – wyjątkowy, solidny, mocarny, ciężki, wielki! Warto było poświęcić 7 godzin i 46 minut by dopiąć celu za-szczyt-nego tytułu żelaznego triathlonisty tatrzańskiego.

Na koniec jeszcze zjazd kolejką ze szczytu do Kuźnic, posiłek regeneracyjny, a następnie transport na „Polanę Sosny” do Niedzicy, gdzie znajdowało się centrum całego wydarzenia. Na miejscu oczekiwały już worki ze stref T1 i T2 oraz rowery. Na koniec można było już tylko czekać na wielki finał – ceremonię wręczenia nagród oraz afterparty – w końcu nie samym wysiłkiem zawodnicy żyją! 

Rafał Ławski, Ambasador Festiwalu Biegów


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce