Rzeźnik na FSZP - opowieść o Trenerze

 

Rzeźnik na FSZP - opowieść o Trenerze


Opublikowane w pt., 09/09/2016 - 23:53

Ostatnie ze spotkań pierwszego dnia Forum Sport Zdrowie Pieniądze odbyło się wieczorową porą i zgromadziło najwytrwalszych.

Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak to biegowe małżeństwo, które od trzech lat startuje w biegach ultra. Wspólnie przebiegli Rzeźnika i postanowili opisać jego historię. – W pewnym momencie, nie wiadomo dlaczego, Rzeźnik stał się biegiem kultowym – powiedziała na wstępie Dąbrowska. – Postanowiliśmy sprawdzić dlaczego.

– Jak zaczynaliśmy pisać książkę, to mieliśmy wizję, że to będzie bardzo długi wywiad z Mirkiem z dodatkami. Umówiliśmy się na bardzo długą rozmowę przy piwie… I okazało się ,że Mirek opowiada tak, że ciągle padają nazwiska ważnych osób – opowiadał Piotr Skrzypczak a siedzący obok dyrektor Rzeźnika uśmiechał się pod nosem. – W pewnym momencie mieliśmy listę 60 nazwisk i pomyśleliśmy, że książka nie może mieć tylu bohaterów. To zdecydowanie nie jest historia samego biegu, ile się kupuje bananów i ile osób przybiegło a ile nie dobiegło. To opowieść o bohaterach Rzeźnika.

Pytanie, kto jest bohaterem książki. Na pewno sam bieg, ci, którzy go stworzyli, czyli bracia Mirek i Jarek Bienieccy, ale też słynny trener Klaus Czech. I to właśnie on był głównym bohaterem wieczornego spotkania w ramach FSZP.

– Jakbym miała powiedzieć, które z ponad 60 spotkań, które odbyliśmy, żeby przygotować książkę, zrobiło na mnie największe wrażenie, to właśnie to z trenerem Klausem. Ja nigdy nie miałam trenera, nie wiedziałam jak taka osoba funkcjonuje. Spotkanie było bardzo rodzinnie i miłe.

Anna Mączka, żona Mirka Bienieckiego, mówi, że Klaus był trenerem a nie treserem i w tym tkwi sekret prawdziwego Trenera. Trener to osoba, która jest bliska, nie tresuje, ale trenuje, towarzyszy.

– Praca z trenerem Klausem… Miałem 16 lat, kiedy zacząłem u niego trenować. To była osoba, która ustawiła mi życie – wspominał Bieniecki. – Z trenerem spędza się bardzo dużo czasu, codziennie po szkole na treningach, na wakacyjnych obozach. Jak się ma naście, 20, nawet 30 lat, można sobie pozwolić na to, żeby iść na trening a potem zabalować. Ale tak można tak kilka dni… Później się już nie da. Trener nie wpływał na to, jak spędzaliśmy wolny czas, nic nie mówił, ale wymagał na treningu i pozwalał, żebyśmy sami doszli do tego, ile odpoczynku potrzebuje organizm. Ważny był czas rozmów z trenerem. Przegadywaliśmy mnóstwo godzin nie tylko o bieganiu, ale o życiu. Trener nie był rzeźnikiem, ale mentorem. On prowadził przez życie. To bardzo ważna postać w życiu, moim, mojej żony, brata i wielu innych osób, które się z nim zetknęły – podsumował.

Na zakończenie spotkania padły pytania, wśród których nie zabrakło odniesień do kontrowersyjnej decyzji parku narodowego i nagłej zmiany trasy biegu. – Po tej całej akcji z parkiem odechciało mi się wszystkiego. Staramy się o to, by bieg wrócił na starą trasę, z Komańczy do Ustrzyk, chociaż z punktu widzenia logistycznego to najgłupszy pomysł świata. W Cisnej, gdzie jest jeden gimbus, trzeba wynająć 30 autokarów dla zawodników. To nie jest łatwe. Ale strasznie mi zależy, żeby bieg wrócił na tę trasę, na której stanęliśmy przed laty po raz pierwszy. Wysłaliśmy już pismo i będziemy o to walczyć – zapowiedział Bieniecki.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce