Przeciąganie liny – nasza Życiowa Dziesiątka

 

Przeciąganie liny – nasza Życiowa Dziesiątka


Opublikowane w sob., 09/09/2017 - 21:40

Po honorowym starcie na krynickim deptaku i dodatkowej kilometrowej rozgrzewce, punkt godz. 11 zatrzymujemy się przed pomiarową bramą na drodze prowadzącej w kierunku Muszyny. Po chłodnym poranku słońce zaczyna mocno przygrzewać. Około 1600 amatorów najszybszego w Polsce biegania na 10 km rusza do startu ostrego.

Długi peleton biegaczy, niczym różnokolorowa lina, rozciąga się wzdłuż łagodnie opadającej drogi. Jednocześnie wzmaga się wiatr, który wieje prosto w twarz. Zaczyna się przeciąganie tej liny biegaczy pomiędzy spadkiem terenu z jednej strony, a przeciwnym wiatrem z drugiej.

Do ostatniej chwili nie wiedziałem, czy dziś wystartuję. Rano jednak stwierdziłem, że łydka podczas biegu boli mniej, niż przy chodzeniu. Teraz nieźle rozgrzany, prawie jej nie czuję. Lądowanie na śródstopiu pomaga jeszcze bardziej zmniejszyć ból.

Szosa prowadzi zieloną doliną. Pierwsze 4 km rzeczywiście w dół, średnie tempo według znaczków niecałe 4:40 min/km. Niedługo po starcie wyprzedził mnie... biegnący w pełnym bojowym oporządzeniu strażak! Jeszcze przed półmetkiem zostawiam go jednak coraz dalej w tyle. „Szacun, człowieku!” – wołam mu w przelocie.

Później coraz dłuższe odcinki płaskie, a wiatr się wzmaga. Dajemy sobie zmiany z jedną dziewczyną – później się dowiem, że to Marta z Nowego Sącza. Kilometry po 4:50 albo wolniej, a na ósmym wpadam w szok – nie czuję, żebym jakoś drastycznie zwolnił, a wychodzi ponad pięć minut. To ten „wmordewind”, który sprawia, że nawet w dół się wydaje pod górę.

Na przedostatnim km mocniej przyciskam, uciekam Marcie, a na znaczku 9 km próbuję wrzucić piąty bieg, na ile pozwalają zajechane górskim ultrabieganiem nogi i boląca łydka. Podbieg na mostek na chwilę stawia do pionu, ale widok bramy mety 300 metrów przede mną znowu uskrzydla. Jak wczoraj śpiewał Mezo, trzysta, dwieście, stówka... tym razem nie życiówka. 48:05, ponad cztery minuty powyżej, ale pobiegłem na ile teraz mogłem. Zwieszam się na barierce i wypluwam płuca.

Po chwili dobiega Marta. Opowiada mi, że w Krynicy biegnie drugi raz – przed rokiem wystartowała w połówce. Dziś zgodnie z nazwą wybiegała życiówkę. Ponieważ mieszka w górach, to też czasem po nich biega.

Również z pobliskiego Nowego Sącza na Festiwal przyjechał Arek. I to po raz ósmy – na wszystkich edycjach tradycyjnie biega właśnie dychę. Dopiero na wiosnę planuje się wydłużyć do półmaratonu. Wcześniej w tym roku dla urozmaicenia zadebiutował w przeszkodowym Runmageddonie. Za rok w Krynicy oprócz dyszki chce wbiec na Jaworzynę.

Gosia z Łodzi przez cały bieg wspierała myślami męża i przyjaciół debiutujących w Biegu 7 Dolin na 100 km. Ukończyli go – Arek w 15 h 30, Agnieszka z Marcinem w 16 godzin, a na mecie polał się szampan. A Gosia poprawiła życiówkę o ponad trzy minuty. – Ta trasa jest naprawdę życiowa – powiedziała.

Takie samo zdanie o Życiowej Dziesiątce miała Eliza z Krakowa. – Bardzo fajna i przyjemna, bo cały czas z górki – stwierdziła.

Również poprawiła osobisty rekord i to o cztery minuty, akurat w urodziny. W piątek spokojnie przebiegła bieg nocny na 7 km. Za rok obiecała wrócić do Krynicy na dłuższe trasy.

Drugi raz krynicką dychę przebiegła drużyna Run'n'Fun z Kielc w składzie: Kasia, Lucyna i Jarek. Jak powiedzieli, słońce ich trochę wykończyło, ale nawet wiatr nie przeszkodził w pobiciu życiówek. Dzień wcześniej w tym samym składzie pokonali nocne 7 km, a Jarek jeszcze startował w Runek Run na 17 km. Jak stwierdzili, w Kielcach też są górki, dzięki czemu są wszechstronnie wytrenowani. Poprosili o trzymanie kciuków jutro za ich kolegę Roberta, który weźmie udział w półmaratonie.

Również drugi rok z rzędu ten dystans przebiegli Kasia i Adam z drużyny AGB Torfy z Aleksandrowa Łódzkiego. – Najpierw udało mi się wejść do finału Krynickiej Mili – cieszyła się Kasia – więc pękam z dumy!

Jeszcze bogatszy program startów ma Adam. Prosto z mety Życiowej Dziesiątki  miał zamiar potruchtać do Szczawnika na start Runek Run. A w piątek pobiegł 15 km i jak przyznał, woli takie pofałdowane trasy od tej dzisiejszej, bo teraz się rozwija w kierunku górskim. – Za rok biegnę 64 kilometry! – odważnie zadeklarował.

Większość biegaczy, przynajmniej tych ulicznych, chyba jednak uważa trasę krynickiej Życiowej Dziesiątki za jedną ze swoich ulubionych. A nawet taki zdeklarowany góral jak Wasz reporter lubi czasem przewietrzyć płuca i odmulić nogi na takiej szybkiej dyszce. A jak kiedyś będzie w lepszej formie, to pobije tu życiówkę...

kw

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce