„Najprzyjemniejsze 64 km” – Ironwomen biegają w Krynicy

 

„Najprzyjemniejsze 64 km” – Ironwomen biegają w Krynicy


Opublikowane w pt., 09/09/2016 - 19:41

Krynica przez trzy dni będzie areną zmagań ludzi z żelaza. Uczestnicy Iron Run wystartują w dziewięciu biegach w ciągu trzech dni, pokonując dystanse od 1 do 64 km. Dzisiaj odbyła się obowiązkowa odprawa uczestników tej wymagającej konkurencji. Chęć udziału zgłosiło 125 osób, w tym pięć pań.

Mogłoby się wydawać, że taka mordercza konkurencja to coś, co pamięta się do końca życia i nie powtarza zbyt chętnie. Tymczasem sporą grupę startujących stanowią ubiegłoroczni finiszerzy, tacy jak Grzegorz Welm. – Ostatnio poszło mi rewelacyjnie, zająłem siódme miejsce w kategorii. Ale nie to mnie skłoniło do startu. Teraz jest trudniejsza formuła niż przed rokiem. Stawiam sobie coraz większe wymagania i chcę się sprawdzać. Poprzednio było osiem biegów, teraz dziewięć, 34 km, teraz 64. Ale nie oczekuję żadnego wyniku. Tym razem już nie rywalizuję. Były kontuzje, mało treningów… Chcę po prostu ukończyć.

– Ja wróciłem, bo przed rokiem przeżyłem tu wspaniałą przygodę. Iron Run to różnorodność biegów, piękne widoki na trasie. Kiedyś próbowałem zmierzyć się z dystansem 100 km, ale mi się nie udało. Spróbowałem pobiec to „na raty” w Iron Runie. I się udało – zdradza Waldemar Kotysz z Opola.

Michał Sosnowski z Chorzowa debiutuje w IR. – Kocham biegać po górach, dlatego tu jestem. Znudził mi się asfalt, próbuję swoich sił w górach. Był Koral Maraton, potem Bieg 7 Dolin, ostatnio Lądek Zdrój. Tam się skończyło na 130 km, miałem nieodpowiednie buty. Tutaj się nie poddam. Będę walczył i liczę na dziesiątkę w swojej kategorii.

W IR debiutuje też Henryk Chudy, który ma na swoim koncie już Spartathlon. – Dla mnie IR to polski odpowiednik Spartathlonu, chcę sprawdzić czy da się potwierdzić tamten wynik, porównać do polskich warunków. Jestem po 15 godzinach podróży i trudno mi przewidzieć, co będzie na trasie.

Zapytaliśmy zawodników, którego startu obawiają się najbardziej.

– Najgorszy jest pierwszy bieg, czyli mila i górskie 64. Mila, bo rozstawia nas od początku. Maraton nie będzie trudny, jakoś się go przebiegnie… – ocenia Grzegorz Welm.

Innego zdania jest Waldemar Kotysz: – Maraton będzie najgorszy. Będziemy mieli w nogach sporo kilometrów, wymęczony organizm a nasz limit czasu jest mniejszy niż dla pozostałych uczestników maratonu.

– Bieg na 64 km już znam, bo to część setki, którą biegłem rok temu. Słyszałem, że Bieg na Jaworzynę jest ciężki. Po asfalcie biegam dobrze, więc się nie boję – wylicza Michał Sosnowski - Nie boję się kilku startów dziennie, strasznie mnie to nakręca tak właściwie. Nie wiem tylko jak będzie z regeneracją organizmu. Zobaczymy.

– Dla mnie najgorsze będą wszystkie biegi pod górę. Z wiekiem górki robią swoje, niestety… – przyznaje Henryk Chudy.

W przeciwieństwie do panów, którzy boją się biegania po górach, startujące w IR panie nie mogą się doczekać górskich etapów konkurencji. – Najgorszy będzie dla mnie pierwszy bieg, mila, bo jest szybki i trzeba się sprężać. Później już będzie łatwiej. Bieg na 64 km będzie najprzyjemniejszy z tego wszystkiego, przynajmniej dla mnie. Specjalizuję się w długodystansowych biegach górskich – powiedziała nam Ania Witkowska z Krakowa. – Lubię biegi etapowe. Znajomi się ze mnie śmieją, że wybrałam się na Iron Run, bo była promocja, dziewięć biegów w cenie jednego. Jeżeli wybieram sobie jakiś bieg, to nie taki, którego jestem pewna, że go ukończę, ale taki, co do którego nie mam pewności. Stąd taki wybór. Zapisałam się już w grudniu. Mój plan to ukończyć i zmieścić się w limitach.

Zmagania potrwają do niedzielnego popołudnia, zakończy je bieg na dystansie 1 km.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce