"Wiedziałem, że muszę tu wrócić". Bartosz Mazerski o triumfie w Baikal Ice Marathon

 

"Wiedziałem, że muszę tu wrócić". Bartosz Mazerski o triumfie w Baikal Ice Marathon


Opublikowane w wt., 21/03/2017 - 08:40

Jak pan się czuje z rekordem jednego z najtrudniejszych maratonów świata?

Mam do siebie dużo samokrytyki, ale uważam, że to bardzo duży sukces. Szkoda, ludzie już go umniejszają, twierdzą że nie było dobrych rywali, skoro przybiegłem na metę 10 minut przed innymi. Znam wielu świetnych maratończyków, którzy niczego jeszcze nie wygrali. Trzeba pamiętać, że każde zwycięstwo to ogromny sukces, liczą się treningi, dyspozycja dnia, wiele rzeczy może się nie udać. Tu nie było listy startowej, nie było wiadomo kto będzie startował, z jakim czasem, człowiek nie wie czego może się spodziewać.

Szkoda też, że mój sukces był w cieniu tragedii. Rosyjski biegacz zmarł bowiem na 39. kilometrze, ledwie 2 kilometry przed metą. Nawet nie wiem z jakiego powodu.
 
Sprzęt się sprawdził?

Tak. Najważniejsze były chyba okulary. Miałem takie zwykłe biegowe i się sprawdziły. Narciarskich gogli nie potrzebowałem, może byłoby inaczej gdyby była zamieć. Na trasie bez okularów człowiek by oślepł. Nie dość, że świeciło ostre słońce, to jeszcze odbijało się od śniegu niesamowicie rażąc. Jak przez chwilę biegłem bez okularów to mnie oczy zaraz zaczęły boleć i nic nie widziałem.


 
Nie ślizgał się pan? Jakie zabrał obuwie?

Miałem Asicsy Fuji Sensor z kolcami i bardzo dobrze się sprawdziły. Rok temu zabrałem Inov-8, w ogóle się nie sprawdziły, nie było przyczepności. Teraz zamówiłem Asiscy z Niemiec w piątek tuż przed wylotem, przyszły w poniedziałek, ale okazało się, że były pół numeru za małe. To była ostatnia para, innych nie było. Na szczęście szewc je jakimś cudem rozciągnął i były idealne. Przyczepność miałem super.
 
Zwykle maratończycy nie zakładają na zawody nowych butów, tylko biegają w starych, rozchodzonych. Nie obawiał się pan obtarć?

Przed startem trochę je rozbiegałem i tyle. Buty się sprawdziły, podobnie jak sprzęt, który otrzymałem od sponsorów technicznych - miałem bardzo dobrą bieliznę termiczną Brook Beat i zegarek Polar. Na początku byłem przygotowany, żeby biec w dwóch parach skarpet, ale pomyślałem, że jak wyjdzie słońce będzie za gorąco, zostawiłem więc kompresy i leginsy. Na początku było trochę zimno, ale potem się rozgrzałem.
 
Zamarzła panu maska?

Nie, tylko koło siódmego kilometra zamarzły mi bidony z izotonikiem. Zostawiłem je na mecie półmaratonu. Po Bajkale biegłem z trzema żelami, które po 15. kilometrze zażywałem co 10 kilometrów. Zabrałem pięć, ale stwierdziłem, że za dużo to waży i je zostawiłem na starcie. Żele robiły się gęste, ale nie zamarzły.
 
Odmrożenia?

Nic poważnego, tylko palce i części intymne sobie lekko odmroziłem (śmiech). Jak wspomniałem, start został przesunięty o półtorej godziny z 9.30 na 11, opiłem się kawy i wody i potem musiałem zatrzymywać na trasie, żeby się załatwić. Wtedy, owszem, zrobiło się nieprzyjemnie.


 
Przygotował pan jakąś specjalną taktykę, czy po prostu pobiegł przed siebie?

Taktyka była wytrzymać i zobaczyć na co stać rywali, sprawdzać jak reaguje organizm. Po półmaratonie rywale nie wytrzymali, ja biegłem swoje i jeszcze zacząłem przyspieszać, a rywale zostali. Jak pojawiało się zmęczenie była to dla mnie dodatkowa motywacja. Jak się biegnie dobrze i są siły to te kilometry same schodzą. Rok temu w Australii w mistrzostwach świata mastersów w Perth podczas upału byłem średnio przygotowany i w końcówce każdy kilometr był dla mnie wiecznością.

Dopasował pan dietę? 

Generalnie szczególnej diety nie stosuję. W ostatnim tygodniu jadłem więcej makaronów. Do tego, kurczaki, ryby, dżem. Była pasta party w hotelu, bolognese, dzień przed startem i dzień po mieszkaliśmy bowiem w hotelu. Standardowo.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce