Zodobył Ekstremalną Koronę Maratonów: „Czuję się spełniony”

 

Zodobył Ekstremalną Koronę Maratonów: „Czuję się spełniony”


Opublikowane w pt., 31/07/2015 - 12:29

Marek Śliwka (na zdjęciu) dopiął swego. Jako pierwszy Polak zdobył Ekstremalną Koronę Maratonów Świata. Ostatnim etapem zmagań była „kraina kangurów”. To tam, u stóp świętej góry Aborygenów - Ayers Rock ukończył morderczy Australian Outback Maraton.

Realizacja projektu zajęła właścicielowi biura podróży Logos Travel rok i pięć miesięcy. W tym czasie Śliwka biegał m.in. po skutym lodem Bajkale, bezdrożach Etiopii, w Patagonii, na Antarktydzie i na północnych kresach Kanady, gdzie królują niedźwiedzie grizzly. – Jednak najbardziej dał mi się we znaki ostatni maraton w Australii – twierdzi podróżnik w rozmowie z naszym portalem.

Nie chodziło nawet tylko o 40-godzinną podróż, po zakończeniu której Śliwka miał tak spuchnięte nogi, że – jak opisuje – wyglądały jak u słonia. Tu pomogły lodowata woda i masaże, a przede wszystkim uśmierzająca ból adrenalina, która udzieliła się tuż przed startem.

Prawdziwym wyzwaniem była jednak trasa, a przede wszystkim podłoże po którym biegali maratończycy. Zdaniem szefa Logos Travel przypominała ona tarkę i w nieprawdopodobny wprost sposób przeciążała śródstopie i staw skokowy. – Od 25 km to już był taki ból, że biegłem jedynie siłą woli, dzięki mocnej głowie – mówi podróżnik. – Po zakończeniu zawodów nie byłem wstanie o własnych siłach wejść do mikrobusu – dodaje.

Mimo tych skrajnie trudnych warunków Śliwka pobiegł wspaniale. Z czasem 3:29:15 zajął jedenaste miejsce. – Byłem jedynym Polakiem uczestniczącym w Australian Outback Maratonie. Aż się wzruszyłem, kiedy miejscowi kibice nagrodzili mój występ prawdziwym aplauzem. Wydaje mi się, że byłem dobrym ambasadorem naszego kraju.

Szef Logos Travel podkreśla, że oprócz tego, że trasa Australian Outback Maratonu należała do morderczych jest jedną z najpiękniejszych, o ile nie najpiękniejsza na jakiej startował. – Tego się nawet nie da opisać. To była po prostu poezja duszy.

Śliwkę ujął niesamowity krajobraz australijski wyglądający tak jak przed setkami lat („ukłony dla polityki rządu'), z niesamowitą przyroda, buszem, wszechogarniającą pustynią, czerwoną ziemią zlewającą się w jedną całość z niebem i oczywiście świętą górą Ayers Rock zwaną przez Aborygenów Uluru.

– Czuję się spełniony, zrealizowany jako biegacz amator – mówi Śliwka o szczęśliwym zakończeniu projektu Ekstremalna Korona Maratonów Świata. – Gdyby ktoś 15 lat temu powiedział, że czegoś takiego dokonam sam bym w to nie uwierzył. Ale zrobiłem to!

– Zrobiłem eksperyment na własnym organizmie. Pokazałem czego może dokonać facet w wieku ok. 60 lat. Okazuje się, że nie musi to być tylko siedzenie w kapciach przed telewizorem. Można wyjść z domu, zacząć się ruszać, a potem realizować marzenia. Mam nadzieję, że moim przykładem zarażę innym. Jeśli tak się stanie, da mi to niesamowitą satysfakcję!

A jakie plany biegowe ma teraz Marek Śliwka? – Myślę o tym, by przerzucić się na biegi ultra. Chodzi mi już po głowie Maraton Piasków i największe tego typu zawody na świecie czyli południowoafrykańskie Comrades Marathon.

MGEL

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce