Bieg Szczęścia ? relacja Ambasadora Festiwalu Biegowego

 

Bieg Szczęścia ? relacja Ambasadora Festiwalu Biegowego


Opublikowane w pt., 24/05/2013 - 09:02

W niedzielę 19 maja 2013 r. pod Kopą Cwyla na Ursynowie urządzono biegowe miasteczko. Było biuro zawodów, przebieralnie, przenośne toalety, brama startowa, elektroniczny pomiar czasu, no i oczywiście podium.  

Bardzo dużo biegaczy z całymi rodzinami. Nareszcie będzie komu dopingować zawodników. Upał jeszcze gorszy niż w sobotę, w dodatku w parku przy Końskim Jarze jest mało cienia.

Będziemy biec w trzech turach, co godzinę, w zależności od deklarowanego czasu 30, 40 i 50 min. Trasa poprowadzona jest częściowo po utwardzonych alejkach parku, częściowo w tej trudniejszej stromej części, po trawie. Wyznaczają ją kolorowe taśmy, które od startu krętą drogą zmierzają nieubłaganie w stronę przerażającej w tej chwili Kopy Cwela, znikając za nią i pojawiając się niespodziewanie na samym szczycie. Do przebiegnięcia mamy tylko 5 km, ale to aż 5 podbiegów na Kopę.

Zaczynamy lekkim podbiegiem w stronę góry i po jej okrążeniu z niewidocznej ze startu strony, zaczynamy ostry podbieg chodnikiem na szczyt. Kiedy już wydaje się, że podbieg staje się nieco łagodniejszy, niespodziewanie z chodnika skręcamy na trawę i rozpoczyna się podbieg ze 45st na mniejszy szczyt i po kilkumetrowym zbiegu na główny szczyt.

Serce wali jak młotem, w skroniach pulsuje krew, brakuje oddechu, a tu na szczycie taśmy wskazują stromy zbieg po trawie do połowy szczytu, a następnie zwrot o 180 st. i znów ostry podbieg na główny wierzchołek. Stamtąd ostry zbieg chodnikiem do parku i alejką zamykamy okrążenie zmierzając nieuchronnie do początkowego podbiegu. I tak jeszcze 4 razy.  Na zbiegach uda bolą niesamowicie, zwłaszcza, że trzeba wyhamować do zwrotu pod górkę.  Każde kolejne okrążenie biegnę nieco wolniej, zwłaszcza na końcowych ostrych podbiegach, ale z satysfakcją mijam zawodników, którzy nie mogą już biec pod górę, nie jest jeszcze ze mną tak źle i moja kontuzja kolana najwyraźniej już minęła.

Po forsownym podbiegu usiłuję trochę wypocząć na zbiegach, ale nie jest to proste, udaje mi się tylko trochę wyrównać oddech. W końcu po 5 podbiegach następuje ostatni zbieg i płaski dobieg do mety. Czuję wyraźną ulgę i przypływ energii, lekko przyspieszam, ale na ostatnich metrach wyprzedza mnie z niesamowitą energią inny zawodnik, skąd On ma tyle siły?

Ale nie czas na myślenie już finisz i meta , wielka radość, medal i napój energetyczny pozwalają na szybkie rozładowanie zmęczenia. Przybiegłem z czasem 28:03 min na miejscu 113/382 open. W tym dzisiejszym upale nawet trudno się schłodzić, ale zmęczenie mija po kilku minutach, Zegarek pokazuje, że zrobiłem bieg z tętnem 147-150 bps, a więc dość spokojnie, zważywszy na przewyższenie około 160m.

Mimo woli nasuwa się porównanie do ZBG w Falenicy, ale tam wysiłek jest znacznie większy, za to  rozłożony bardziej równomiernie,  podbiegi nie tak długie i strome, a czas na odpoczynek po podbiegu znacznie krótszy.

Kolejna impreza w ten weekend upłynęła w piknikowej atmosferze, pogoda dopisała, chociaż dla startujących nie była zbyt łaskawa. Sądząc jednak po atmosferze i twarzach obecnych, to był naprawdę Bieg Szczęścia. Kto tego nie poczuł niech żałuje.

Jan Natowski ? Ambasador Festiwalu Biegowego

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce