Bez regulaminu, bez zapisów, prywatnie. BOŹU

 

Bez regulaminu, bez zapisów, prywatnie. BOŹU


Opublikowane w wt., 07/07/2015 - 08:58

Nie chcę pisać relacji z konkretnego biegu, ale raczej wspomnieć o idei, która coraz bardziej rozpowszechnia się w środowisku biegaczy, a którą nazywam „społeczną inicjatywą biegową”. Chodzi o biegi organizowane niejako prywatnie, bez precyzyjnego regulaminu, zapisów, limitów czasu a czasami nawet bez dokładnie wytyczonej trasy. Ot po prostu grupa biegaczy umawia się na wspólny start i koleżeńską rywalizację.

Robert Szewczyk, Ambasador Festiwalu Biegów

Taką inicjatywą jest organizowany od czterech lat Bieg Od Źródeł Utraty (BOŹU). Pomysł powstał w głowie Leszka Janasika (współorganizatora Biegu STO-nogi Milanówek na 10 km). Impreza ma charakter „elitarny”, bo wystosowywane są na nią imienne zaproszenia, a uczestnicy to członkowie drużyn sportowych STO-nogi Milanówek i Turbo Pruszków oraz przyjaciele, do których grona mam szczęście się zaliczać.

Bieg odbywa się w pierwszy wakacyjny weekend lipca, jak każe kilkuletnia tradycja, upalny i suchy. Trasa, która ewoluowała (obecnie liczy ok. 37 km) prowadzi od źródeł Utraty, dopływu Bzury, przez Równinę Łowicko-Błońską do Pruszkowa: asfaltami, betonkami, leśnymi dróżkami, wśród pól i łąk, przez wsie, miasta i parki, nad stawami, a nawet przez cmentarz, byle jak najbliżej rzeki.

W pierwszym biegu wzięło udział 3 osoby, na starcie tegorocznego (4 lipca) stanęło 10 zawodników (w tym 1 kobieta). Charakter trasy i temperatura powietrza sprawia, że nie każdy jest w stanie ukończyć BOŹU. W historii imprezy zapisały się kontuzje, urazy, omdlenia, otarcia i poparzenia (głównie przez pokrzywy…). Standardem jest suport grupy rowerzystów, którzy z poświęceniem towarzyszą biegaczom, wioząc im napoje i przekąski.

Warto podkreślić, że chociaż bieg ma charakter towarzyski, nie jest pozbawiony elementu rywalizacji – zwykle zawodnicy biegną razem przez większą część trasy (być może dlatego, że tylko nieliczni dobrze ją znają), a wyścig zaczyna się na ostatnich kilometrach.

Bywa też, że następuje niespodziewana zmiana miejsc: rowerzyści zaczynają biec, a wykończeni biegacze pedałować. Albo ktoś dołącza do biegu po drodze lub zagubiona zawodniczka pokonuje zupełnie inną trasę… c'est la vie ! Na niektórych biegnących spływa wena twórcza i powstają wówczas takie rymy:

Rzuciłem spokój rodzinnej chaty
By czerpać siłę u źródeł Utraty
Nic to z rodziną, z domem rozłąka
Dziś tylko siła, siła i mąka

Po przekroczeniu mety (w nieważnie jakim czasie) w gościnnych progach domu Organizatorów, następuje solidna regeneracja, nie bez udziału dobrze schłodzonego piwa, która płynnie przechodzi w spotkanie towarzyskie przy grillu i gitarze. W międzyczasie zarówno biegacze jak i rowerzyści zostają udekorowani medalami zaprojektowanymi przez córki Organizatorów.

Impreza w ogrodzie trwa zwykle znacznie dłużej niż sam bieg, więc uczestnicy rozchodzą się do domów późną nocą lub zostają na poranną jajecznicę, oferowaną w pakiecie startowym. Radosnego, jak nasze, biegania!

Robert Szewczyk, Ambasador Festiwalu Biegów

www.sto-nogi.pl

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce