3. ZUK Ambasadora: Śnieg, śnieg śnieg... Zostanie w pamięci

 

3. ZUK Ambasadora: Śnieg, śnieg śnieg... Zostanie w pamięci


Opublikowane w sob., 12/03/2016 - 23:09

Ze zdziwieniem, przywołując tytułowe słowa piosenki Jeremiego Przybory, przyjmowałem prognozę pogody na biegową sobotę w Karkonoszach. Niewiarygodne - myślałem patrząc na mapę prognozy dla reszty Polski. Tymczasem...

Relacjonuje Paweł Stach, Ambasador Festiwalu Biegów

Zawody startują punkt 7:30 na Polanie Jakuszyckiej. Dokładnie tam, gdzie legendarny bieg Piastów.

ZUK III - start

Filmik ze startu biegu.

Opublikowany przez Zimowy Ultramaraton Karkonoski na 12 marca 2016

Ustawiłem się gdzie w połowie stawki, pośród 320 zawodników którzy wzięli udział w zawodach. To był błąd. Przez następne 1,5 godziny błądzimy po śniegu gęsiego.

7. kilometr - okolice Hali Szrenickiej. Niewiele widać. Trasa bardzo wąska, a poza ubitą ścieżką zaspy po pas. Nie ma możliwości wyprzedzić kogokolwiek.

Po dotarciu do Hali Szrenickiej sytuacja trochę się rozluźnia. Cześć osób korzysta z pierwszego postoju na herbatę, napoje i słodycze. Można się trochę podciągnąć, ale nie jest to takie proste. Dalej brniemy w śniegu, wrażenie jak byśmy poruszali się... w miejscu.

Mijamy Łabski Szczyt na wysokości 1472m. Widoczność ograniczona do kilkunastu metrów. Padający co chwile śnieg nie ułatwia przeprawy. Raz po raz wpadamy do pobliskich zasp, przy utracie równowagi. Nie bez powodu ten odcinek to Śnieżne Kotły.

Docieramy do drugiego postoju na Przełęczy Karkonowskiej - 20. kilometr. Opadająca szadź mrozi rzęsy i brwi, pozostawiając sople. Buty przemoknięte, tak od 15. kilometra myślę. Trzeba podbiegać brodząc po śniegu – tylko tak stopy się rozgrzewają.

Po 20. kilometrze dopada mnie kryzys. Potrzebuje jakiegoś energetyka... Nie zatrzymałem się w punkcie odżywczym. to był błąd. Pozostaje gorzka czekolada i woda w bukłaku. Byle by dotrzeć do Domu Śląskiego pod Śnieżką. To tylko 8 km. Ale nie w takich warunkach.

Po drodze mijamy Tępy Szczyt, słonecznik oraz Wielki i Mały Staw. Co z tego jak i tak nie widać poza zasięg kilkunastu metrów!

Na 28. kilometrze czeka gorąca zupa pomidorowa, dwie gorące herbaty i.. ruszamy. Wychodząc z Domu Śląskiego zaczyna bardzo mocno wiać. Śnieg prószy wprost w oczy, padając w... poziomie. Mam wrażenie, że przeszywa mnie na wylot. Ale to tylko strome podejście do Śnieżki, wzdłuż oblodzonych łańcuchów.

U góry już prawie nic nie widać. Puszczam się w dół/ Po przebyciu kilkuset metrów nie widzę oznakowanej trasy. To już Czarny Grzbiet. Nie może być pod gorę, nie będe się wracał. Jest w... kosodrzewinę. Odnajduję żółtą szarfę - tak oznaczona jest tu trasa.

Przez najbliższe 5 km biegnę sam. Wiatr cichnie. Pozostaje opadająca szadź. Tu odzyskuje wigor i optymizm. Biegnie się naprawdę dobrze.

Na 36. kilometrze punkt odżywczy. Szybka herbata na rozgrzanie i zbieg w dolinę. Ostry i bardzo techniczny, przez Jelenia Strugę. Przeplatany strumieniem przez 2 km. Buty i tak mokre...

Po dolince nie mogę uwierzyć własnym oczom - droga szutrowa, do tego jeszcze odśnieżona! Zbieg ponad 3 km. Odżyłem! Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Tak tak mijamy 42,195 km, ale to jeszcze nie koniec. Jeszcze tylko „dyszka z haczykiem”.

Kolejny etap to techniczne, strome podejście. A tak było fajnie. Przejście przez Budnik i dalej już z góry przez Wilczą Porębę i jakże upragniony finisz w Karpaczu.

To była niezwykle śnieżna edycja ZUK-a. Wymagająca. Zostanie w pamięci.

Wyniki:

Mężczyźni: 
1. Bartosz Gorczyca 5:17:01
2. Piotr Paszyński 5:48:03
3. Piotr Bętkowski 5:52:01

Kobiety:
1. Magdalena Łączak 6:42:47
2. Agnieszka Łęcka 6:50:40
3. Daria Lajn 7:16:25 

Pełne wyniki: TUTAJ

Paweł Stach, Ambasador Festiwalu Biegów  


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce