Ekipa #SzykujsięnaKrynice zameldowała się na mecie w komplecie

 

Ekipa #SzykujsięnaKrynice zameldowała się na mecie w komplecie


Opublikowane w sob., 09/09/2017 - 21:50

- Ogłosiliśmy, że jeżeli ktoś chce się przygotować do Krynicy, to troszkę mu pomożemy – wspominał Wojtek Staszewski początek projektu treningowego #SzykujsięnaKrynice.

Wzięło w nich udział czworo biegaczy:

Asia (start w Biegu 7 Dolin na 64 km) bardzo chciała dogonić męża, który też biega. „Biegłam bardzo równo. W Rytrze usłyszałam, że Tomek jest godzinę za mną i to mnie zdopingowało. Nie chciałam, by mnie dogonił. Wykonałam plan niemal idealnie. Do Piwnicznej biegło mi się bardzo dobrze. Wtedy dogoniła mnie dziewczyna ze 100 km i pomyślałam, że pobiegnę za nią. Nie było to dobre wyjście, tym bardziej że nic nie zjadłam w punkcie żywieniowym. Tuż za Piwniczną zabiła mnie ta góra Kicarz. Nie mogłam doczekać się kolejnego bufetu. Tam mnie jakaś dziewczyna nakarmiła i napoiła. Dzięki temu Wierchomla nie okazała się dla mnie taka zła. Było ciężko, ale wynagrodziła mi to atmosfera na deptaku krynickim, gdzie finiszowaliśmy.”

Tomek (B7D 100 km), którego dogonić chciała Asia. „Dałem ponieść się atmosferze i ustawiłam się z grupą tych mocniejszych. Na Jaworzynę było bardzo chłodno, potem piękny wschód słońca na Hali Łabowskiej to jak nie biec dynamicznie. Potem jednak poczułem, że za szybko zacząłem. Nadwyrężyłem siły, zaczął mnie boleć żołądek i środek trasy był trudny. Jeszcze dobiło mnie podejście pod Wierchomlę. Zapadną mi w głowie zwłaszcza start, na którym biegacze mają na głowie świecące czołówki.”

Magda (B7D 34 km), która nigdy nie była w górach. „To była niesamowita przygoda. Zadebiutowałem w górach i pierwszy raz wywróciłam się twarzą w błoto. Planowałam złamać 4 godziny. Miałam świetnego zająca, który niemal ciągnął mnie za ręce. Wszystkie plany, że będę biegła w drugim lub trzecim zakresie legły w gruzach. Biegłam totalnie poza strefą swojego komfortu, na bezdechu. Ale wytrwałam te 34 km.

Kuba (Runek Run 17 km) – pierwszy raz biegł w górach. „Zawsze bałem się gór. Jestem biegaczem po płaskim. Bałem się kontuzji. I pomyślałem, że jak nie teraz, to kiedy. Zwłaszcza, że miałam wsparcie czysto treningowe i mentalne. Miałem też rachunki do wyrównania. Kilka lat temu zapisałem się na Rzeźnika i spękałem. To było słabe, bo pozostawiłem kolegę samemu, bo tam biega się w parach. Bardzo chciałbym co roku tu przyjeżdżać. Tu atmosfera jest super.

ak

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce