Zbyszek Marszałkowski dobiegł do mety

 

Zbyszek Marszałkowski dobiegł do mety


Opublikowane w czw., 30/06/2016 - 13:29

We wtorek nad ranem środowisko biegaczy zaskoczyła wieść o nagłej śmierci Zbyszka Marszałkowskiego, założyciela i prezesa Formy Wodzisław, prekursora klubowego biegania na Śląsku, doświadczonego maratończyka, organizatora licznych zawodów, przyjaciela wielu osób.

Jego nagłe odejście zdumiało wszystkich. Dopiero był, planował, trenował i startował... Tydzień wcześniej poprowadził zawody, w maju biegł maraton, planował kolejne. Jego kalendarz wypełniony był planami, których już nie zrealizuje. Jak ten, by za rok, na sześćdziesiąte urodziny przebiec setny maraton.

Miał na koncie setki ukończonych biegów, w tym Bieg Katorżnika, Bieg Rzeźnika, biegi na dystansie 100 km, IRONMANA i 89 maratonów w kraju i za granicą. Marzył o dobiciu do setki. W młodości zajmował się też kulturystyką i pływaniem, teraz głównie bieganiem, wspinaczką górską, jazdą na rowerze, siatkówką.

Propagował aktywność fizyczną, głównie biegi i nordic walking. Co roku organizował kilkanaście imprez sportowych, w tym kultowy Bieg Twardziela, Ja i Maraton, Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Pszowa, Bieg Wielkanocny, Bieg Zakochanych, Półmaraton Szerpa i wiele innych. Każdą z nich charakteryzował wyjątkowy charakter i perfekcyjna organizacja. Bo taki był Zbyszek. Do końca poświęcony swojej pasji, uchwytny o każdej porze dnia i nocy, gotów służyć radą i wsparciem.

- On nadawał ton, a my gdzieś tam podążaliśmy za nim. Wydawało mi się, że jest niezniszczalny, że prędzej nadejdzie koniec świata, niż Zbyszkowi zabraknie sił - przyznaje Henryk Szkatuła, skarbnik Formy i przyjaciel jej prezesa.

- Potrafił zjednywać sobie ludzi, zawsze był uśmiechnięty i, choć zabiegany, dla każdego zawsze potrafił znaleźć czas - wspomina jego przyjaciel Tomasz Słupek. - Miał w życiu plany na przyszłość, opłacony udział w Maratonie w Atenach w listopadzie tego roku, obmyślał już następne zawody. Z zapałem opowiadał jak zaliczał treningi, liczył swoje kilometry, cieszył się z każdego jak dziecko. Widać było że bieganie z niego wprost wypływa, czym wciągał do niego coraz to nowych ludzi. Zbyszek wiele robił społecznie, poświęcając swój czas dla innych, zawsze starając się pomóc. Zmarł stanowczo przedwcześnie,wszystkim nam będzie go bardzo brakowało. Teraz przypominają mi się pewne słowa które ktoś powiedział o innym artyście a idealnie pasują do Zbyszka: Jeśli go nie znałeś, to nie żałuj, bo przyjaciela straciłbyś.

„Zbychu! Ty zawsze byłeś ten szybszy! Tylko po co i tym razem?! Dlaczego akurat w tych zawodach?! Powinniśmy jeszcze co najmniej kilka okrążeń zrobić wspólnie… Zostawiłeś za sobą swoich bliskich, zostawiłeś swój Klub, zostawiłeś wielu zaskoczonych przyjaciół i znajomych. Po co? Dlaczego tak szybko? Zapomniałeś, że na jesień umawialiśmy się na wspólny maraton..?”

- napisali na swojej stronie członkowie zaprzyjaźnionego klubu SBD Energetyk Rybnik.

Ostatnia droga wodzisławskiego biegacza będzie miała miejsce w sobotę 2. lipca o 11:30 w Kościele p. w. Matki Bożej Częstochowskiej w dzielnicy Wilchwy.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce