Südtirol Ultra Skyrace – 120 km biegania w chmurach

 

Südtirol Ultra Skyrace – 120 km biegania w chmurach


Opublikowane w pt., 04/08/2017 - 13:20

Meta

Südtirol Ultra Skyrace ukończyło w limicie czasu 114 zawodników spośród 196 startujących co stanowi 56 proc. Mało, zważywszy, że pogoda była wyjątkowo dobra. Pierwszej nocy i za dnia była idealna. Podczas drugiej nocy, na którą ja się na szczęście nie załapałem padał niewielki deszcz. Zapytany przeze mnie organizator odpowiedział, że wyścigu nie przerwano, wysłano tylko SMS-em ostrzeżenie, o możliwej burzy.

Patrząc tylko na dystans (120 km) i sumę przewyższeń (7500 m) można by szacować, że zwycięzca ukończy w około 16 godzin. Tymczasem najlepszemu w tym roku zabrało to 18 godzin i 33 minuty. Bieg wygrał włoski biegacz, Daniel Jung. To zawodnik wyceniany przez ITRA na 867 punktów. Światowa elita, według miejscowego kolegi, z którym rozmawiałem na mecie Jung żyje z biegania. W pewnym momencie był sklasyfikowany na czwartym miejscu na świecie. Jeśli oceniać moc po ilości punktów ITRA to w Polsce nie ma nikogo, kto mógłby się z nim równać.

Niecałą godzinę później (19:23) przybiegł drugi, Philipp Reiter z niemieckiego Salomona. Młody i sympatyczny chłopak, trochę przypominający naszego Kamila lecz nieco mocniejszy (815 punktów ITRA). Kwadrans później dotarł lokalny góral, Oswald Wenin (19:37).

Wśród Pań zwyciężyła miejscowa ultraska, Maria Kemenater (21:58), przed Francuzką Melanie Rousset z teamu WAA (24:56) i Niemką Heidrich Vroni (25:06).

Spośród pięciu Polaków z listy zgłoszeniowej tylko ja startowałem i ukończyłem trasę najdłuższą. Pozostała czwórka wystartowała na trasie 69 km i prawie wszyscy ukończyli z powodzeniem. Znakomicie pobiegła podopieczna Jacka Gardenera, Sylwia Bondara, która z czasem 9:26 zajęła 6 miejsce na 35 kobiet i stanęła na pudle na trzecim miejscu, w swojej kategorii wiekowej.

Südtirol Skyrace (69 km) ukończyło 92 proc zawodników, a Südtirol Sky Marathon (42 km) 97 proc.

Jak mogę podsumować Südtirol Ultra Skyrace? Po pierwsze i najważniejsze wyróżnia się on na tle innych ultra - biegów alpejskich, w których brałem udział. Czy w francusko-włosko-szwajcarskim UTMB, czy szwajcarskim Trail Verbier st. Bernard czy w austriackim Grossglockner Ultra Trail wbiega się od czasu do czasu na dużą wysokość 2000-2700 m ale zaraz potem się z niej zbiega do dolin tak, że w sumie większość trasy pokonuje się na wysokości poniżej 2000 m. n.p.m.

Tu jest inaczej: początkowo robi się długie podejście 2 km do góry z małej wysokości a następnie od 18 do 66 kilometra i od 75 do 96 kilometra leci się na wysokości 2000 m i wyższej. W sumie daje to około 70 km czystego skyrunningu ze 120 kilometrowej trasy, czyli większość. Tylko w połowie trasy jest „siodełko” gdzie schodzi się na wysokość 1500 m. Fakt ten, z którego zdałem sobie tak naprawdę dopiero po drodze, niesie za sobą przynajmniej trzy konsekwencje.

Po pierwsze na dużej wysokości ciężej się oddycha i przez to ciężej biega co ma wpływ na końcowy czas na mecie. Po drugie i bardzo ważne – podłoże. Im wyżej tym jest bardziej kamieniście i trasa jest trudniejsza technicznie. Na 2000 metrów nie ma już lasów ale są kamienie i trawa. Od ok. 2500 metrów zaczynają dominować rumowiska skalne, dosyć niebezpieczne ścieżki a miejscami i zabezpieczenia linami poręczowymi. Biegać po tym może Kilian Jornet ale nie przeciętny biegacz jak ja i pewnie ty czytelniku. Na dużej wysokości trasę robi się wolniej bo po prostu podłoże temu nie sprzyja. Trzecia rzecz – pogoda: jeśli się popsuje to może być naprawdę niewesoło. W tym roku mieliśmy szczęście ale w kolejnych edycjach może okazać się, że bieg zostanie z powodu burzy całkowicie lub chwilowo przerwany. Takie jest ryzyko przy bieganiu na trudniejszych technicznie trasach, w wysokich górach.

To podstawowa cecha wyróżniająca tego biegu. A pozostałe? Pozostałe są raczej typowe dla biegów alpejskich. Organizacja bardzo dobra, ładny, nietypowy medal...

... pakiet startowy w wielkim worku, ważący ze 3 kilogramy (głównie za sprawą 4 jabłek, 2 napojów i kilku batonów), nieźle zaopatrzone punkty odżywcze (choć kawy mi brakowało) rozstawione mniej więcej co 10 km. Na mecie koszulka techniczna „finishera”. Czy widoki piękne? Ładne, owszem ale nie jakieś wybitne. Skały, łąki, pasące się tu i ówdzie zwierzęta dzwoniące zawieszonymi na szyi dzwonkami. Miejscami piękne górskie jeziorka o szmaragdowej wodzie. Na wysokości dużo było mgieł i chmur. Widziałem raz połać śniegu ale w żadnym momencie po śniegu nie biegliśmy. Kibiców jest raczej mało z racji tego, że nie zbiega się do wiosek i miasteczek jak na UTMB ale jak pisałem wyżej – większość biegu pokonuje się „w chmurach”.

Informacje praktyczne dla zainteresowanych udziałem w przyszłych edycjach

Jadąc do Bolzano wybrałem opcję budżetową, możliwie najtańszą. Tanio jest pewnie umówić się grupą i pojechać wspólnie samochodem. Ja jechałem sam i w ostatniej chwili więc wybrałem autobus, który jedzie z Polski bezpośrednio na miejsce. Bilet w obie strony kosztuje ok. 440 zł.

Wybrałem nocleg na campingu. Tuż za miastem, ok. 4 km od centrum jest camping Moosbauer. Za mały namiot i jedną osobę płaciłem około 18 euro za dobę. Do campingu można łatwo i wygodnie dojechać autobusem nr 201 kursującym co godzinę z miejscowego, położonego w centrum dworca autobusowego, ze stanowiska nr. 9. Koszt biletu – 1,5 euro, czas dojazdu – 12 minut. Camping niestety nie ma kuchni więc aby sobie cokolwiek zagotować, choćby wodę na herbatę, trzeba mieć własny palnik. Ma natomiast odkryty basen dostępny dla wszystkich gości, co jest bardzo fajną sprawą przed biegiem i po, gdy można popływać w ramach regeneracji.

Bolzano jest małym miastem z piękną starówką i można je łatwo obejść pieszo. Wśród atrakcji polecam Muzeum Archeologiczne Południowego Tyrolu, gdzie w lodówce za szybą leży Ötzi. Kim jest Ötzi? Truposzem. Znaleźli go niemieccy turyści w 1991 roku, na wysokości około 3200 metrów n.p.m. Najpierw myśleli, że to jakaś lalka, potem że człowiek, najpewniej alpinista który uległ tragicznemu wypadkowi. Był świetnie zachowany ale miał jakieś takie archaiczne wyposażenie więc kolejni, coraz bardziej świadomi oglądający uznawali, że to jednak nie jest świeże ciało. Przesuwano czas jego śmierci na I wojnę światową, potem na czasy średniowiecza aż w końcu ustalono, że „człowiek lodu” ma ni mniej ni więcej tylko około 5300 lat. Pochodzi z czasów prehistorycznych, z epoki miedzi.

Archeolodzy ustalili, że przybył z terenów na południe od miejsca znalezienia. Zapuścił się na północ, gdzie spotkał kogoś, z kim nie mógł dojść do porozumienia. Dostał strzałą z krzemiennym grotem, tuż pod łopatką. Wykrwawił się i zmarł. Lód i śnieg zachowały jego ciało i wyposażenie w znakomitym stanie. Dziś możemy oglądać nie tylko zamrożone ciało nieszczęśnika (ma tatuaże!) ale też nieźle zachowane skórzane spodnie, bluzę, buty, czapkę, łuk, strzały z krzemiennymi grotami, kołczan, siekierkę z miedzianym ostrzem oraz krzemienny nóż z pochwą.

Odkrycie Ötziego, ciała i wyposażenia tak starego i w tak znakomitym stanie wywołało sensację archeologiczną. Region sprawnie i mądrze z tego skorzystał. Dziś możemy sami zobaczyć, jak zbudować nieźle prosperujące muzeum w oparciu o jedno tylko i do tego małe stanowisko archeologiczne, mając nie więcej niż kilkadziesiąt zabytków.

Kolejna, szósta edycja Südtirol Ultra Skyrace odbędzie się w dniach 27-29 lipca 2018 roku.

Paweł Pakuła


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce