Skarpety z sudocremu. Rozmawiamy z pierwszym polskim finiszerem Legends Trail - Tadeuszem Podrazą

 

Skarpety z sudocremu. Rozmawiamy z pierwszym polskim finiszerem Legends Trail - Tadeuszem Podrazą


Opublikowane w pt., 23/03/2018 - 09:00

W weekend 2-5 marca w belgijskich Ardenach odbyła się trzecia edycja Legends Trail, morderczych 250-kilometrowych zawodów na nieoznakowanej trasie, z sumą podejść 7000 metrów. W przeciwieństwie do poprzednich dwóch, tym razem nie było nas na miejscu, lecz po wszystkim udało nam się porozmawiać z pierwszym polskim finiszerem, Tadeuszem Podrazą. Ale zacznijmy po kolei...

– Kilka godzin przed startem zaczął padać deszcz, a potem śnieg – opowiada jeden z organizatorów, zaprzyjaźniony z nami Stef Schuermans, który wcześniej kilka lat mieszkał w Polsce – więc na początku dwu-trzycentymetrowa warstwa śniegu przykrywała lód. Od początku trasa była bardzo śliska. Najgorsza pogoda była na starcie w piątek o 18:00 i w pierwszą noc, ale później w dzień zrobiło się ciepło. Większość zawodników biegła wtedy w krótkich rękawkach. W drugą noc znowu wszystko zamarzło i zrobił się koszmar. A większość naszego biegu to noc – podsumowuje Stef.

Jak jest w takim razie możliwe, że dwóch napieraczy poprawiło zeszłoroczny 44-godzinny rekord trasy, już i tak niewiarygodny i ustanowiony w wydawałoby się korzystniejszej pogodzie? – Ścigali się od samego początku, mieli szybki start – relacjonuje organizator – więc nie tracili czasu w trudnych warunkach. W drugą noc dolina rzeki Ninglinspo pokryła się szczerym lodem, ale ci najszybsi mieli ją już wtedy za sobą. Byli nastawieni na mocne ściganie i znali już trasę, dlatego pobili rekord. Ale czy teraz było trudniej? Każda edycja była inna i każda ciężka, Ardeny zimą nigdy nie są łatwe! – bez wahania stwierdza nasz rozmówca.

Zwyciężył weteran Legends Trail Ivo Steyaert z Belgii z wynikiem 43h02, który w debiutanckiej edycji 2016 był czwarty, a przed rokiem drugi. O godzinę wyprzedził on Holendra Teuna Geurtsa (44h03), z którym w porównaniu z ubiegłym rokiem zamienili się miejscami. Trzeci do mety w Mormont dotarł Francuz Romain Sophys (45h03). Bieg ukończyła tylko jedna kobieta z trzech biorących udział, Paige Morrow z Kanady (60h38). Jedyny Polak w stawce, Tadeusz Podraza, zajął 12. miejsce z czasem 59h04. W 62,5-godzinnym limicie (zakładającym średnią prędkość 4 km/h) zmieściło się 29 zawodników spośród 70 startujących. Pełne wyniki i mapę trasy można zobaczyć TUTAJ

Przypomnijmy, że w 2016 roku Legends Trail ukończyło 15 z 47 uczestników, a przed rokiem 29 z 71, co dało prawie identyczny odsetek finiszerów, jak teraz. Trasa co roku się częściowo zmienia. Tym razem, w porównaniu z poprzednią edycją, 70 km było nowe – żeby było ciekawiej i by zawodnicy nie mogli nauczyć się trasy na pamięć, jak nam powiedział Stef Schuermans. Za rok, jak zapowiada organizator, zupełnie nowe ma być aż 150 km. O trasie biegu można się więcej dowiedzieć z naszych relacji z poprzednich edycji: 2016 i 2017

Zwycięskiego przed rokiem, a drugiego w bieżącej edycji Teuna Geurtsa zapytaliśmy, w jaki sposób poprawił, choć zaledwie o 10 minut, swój ubiegłoroczny wynik. – Wiedziałem, że aby wygrać, musiałem być szybszy niż poprzednio. Tak więc w skrócie, cisnąłem szybciej przez dłuższy czas i nie robiłem przerw na sen. Przez to jednak jak już złapał mnie kryzys, to był gorszy niż w zeszłym roku. Czas wyszedł w sumie taki sam. Jak się spodziewałem, nie wystarczyło to do zwycięstwa.

Na koniec zapowiadana rozmowa z Tadeuszem Podrazą, pierwszym polskim finiszerem tej ardeńskiej wyrypy.

Tadek, jaka była Twoja recepta na skończenie Legends Trail?

Tadeusz Podraza: Recepta? Upór, doświadczenie zebrane przez częste starty, a przede wszystkim że robię to, bo to lubię, a nie dla wyniku. Zupełnie nie mam presji, że inni mnie wyprzedzają. No i dbanie o stopy, czyli sudocrem...

No tak, te Twoje słynne skarpety z sudocremu już przeszły do legendy na Legends! (śmiech).

Jak byś porównał te zawody z najdłuższą trasą Beskidy Ultra Trail (Tadek dwukrotnie pokonał ją w wersji 260 km – red.), Montane Goldsteig Ultrarace i innymi takimi mega długimi wyzwaniami?

LT był trudny technicznie, do ostatnich km trasa dawała w d..., ale cztery rewelacyjne bazy pośrednie dają duże wsparcie i odpoczynek.

BUT jest prostszy technicznie, ale jak się leci bez dodatkowego wsparcia, to trzeba liczyć tylko na schroniska, a z tym bywa różnie. Doliczając przewyższenia do dystansu, nie ma czasu na odpoczynek, trzeba cały czas się przemieszczać.

Bawarski Goldsteig jest z nich technicznie najprostszy, ale na trasie kompletnie nie ma gdzie jeść. Druga rzecz, że też nie ma gdzie odpocząć, a punkty kontrolne z bufetami są co 100-150 km. Trzeba do nich dotrwać. No i to był mój najdłuższy pokonany dystans. Nominalnie powinno być 661 km, ale ze względu na wiatrołomy i zarządzenia parku narodowego trasa miała „tylko” 600km i 17500 m+.

BUT prostszy technicznie, mimo znacznie większych przewyższeń? Ciekawa opinia!

Na swój sposób tak, bo leci się szlakami, jedynym utrudnieniem może być błoto, no i przewyższenia, ale to jednostajne podejścia pod górki. Na LT pierwsze 30 km to była ścieżynka przyklejona do stromego brzegu, non stop góra-dół. Niewielkie wysokości ale męczące przez wszechobecny lód, brodzenie w śniegu, błocie i bardzo różnorodny teren. Gdyby nie buty z kolcami, to by była niezła jazda.

Osobistą relację Tadka z trasy Legends Trail można przeczytać TUTAJ.

No tak, Ardeny zimą, o czym zawsze mówi Stef... Wrócisz tam?

W 2020 roku Stef i Tim organizują jubileuszową piątą edycję z dystansem 500 km, i z tego co zapowiadają, nie będzie to dwukrotne powtarzanie tej samej pętli. Oczywiście się wybieram. Będzie zabawa!

Rozmawiał Kamil Weinberg


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce