Maraton ME w Berlinie: Iza Trzaskalska najlepszą Polką w historii! Panowie walczyli, ale skończyli bez medalu. "Potrafimy cierpieć"

 

Maraton ME w Berlinie: Iza Trzaskalska najlepszą Polką w historii! Panowie walczyli, ale skończyli bez medalu. "Potrafimy cierpieć"


Opublikowane w ndz., 12/08/2018 - 12:48

Rozpoczął się ostatni dzień 24. Mistrzostw Europy. Rano po ulicach Berlina biegali maratończycy.

Berlin to miasto znane chyba wszystkim miłośnikom królewskiego dystansu. To właśnie w stolicy Niemiec rozgrywany jest jeden z najszybszych i najpopularniejszych biegów świata. Tym razem nad rzeką Sprewą o medale walczyli uczestnicy mistrzostw Starego Kontynentu.

Start i meta znajdował się przy słynnym Breitscheidplatz, w okolicach Kościoła Pamięci Cesarza Wilhelma. Tam rozgrywany był już chód sportowy, tam też odbywają się ceremonie dekoracji. Na trasie biegacze mijali Kolumnę Zwycięstwa czy Bramę Brandenburską. Jedna runda liczyła 10 km, a biegacze pokonywali ją czterokrotnie. Na finałowym okrążeniu, w parkowej uliczce, dokręcali brakujące 2,195 km. Most Herkulesa odwiedzali aż osiem razy.

Była szóstka, jest pustka

W pełnym składzie do biegu mężczyzn stawiła się Reprezentacja Polski. Z orłem na piersi pobiegli rekordzista kraju Henryk Szost, Yared Shegumo - wicemistrz Europy z 2014 roku, Błażej Brzeziński, Arkadiusz Gardzielewski, Mariusz Giżyński oraz Artur Kozłowski. Medale ME w maratonie przyznawane są od 1934 roku. Jak do tej pory tylko raz reprezentant naszego kraju stawał na podium - właśnie Yared Shegumo w Zurychu.

Wśród głównych pretendentów do złota wymieniani byli mistrz Europy Norweg Sondre Nordstad Moen, z życiówką 2:05:48, Holender Abdi Nageeye z najlepszym wynikiem w karierze 2:08:16, Szwajcar Tadese Abraham, który pobiegł w swojej karierze 2:06:40, czy Austriak Lemawork Kaetema - dwukrotny zwycięzca światowego biegu Wings for Life. Polacy liczyli zwłaszcza na medal w klasyfikacji drużynowej Pucharu Europy w Maratonie, rozgrywanym jako ważny dodatek do ME, co oczywiście nie wykluczało szans na sukces indywidualny.

Henryk wśród liderów

Na początku biegu utworzyła się mocna grupa liderów. Wspomniany Norweg Moen dystnas 10 km pokonał w 30:55. Henryk Szost miał tylko sekundę straty. Z nieco ponad minutową stratą biegł Błażej Brzeziński.

Dalej podążali Mariusz Giżyński i Arkadiusz Gardzielewski oraz Artur Kozłowski - „dychę” pokonali w 31:41 - 31:42. Z jeszcze większą stratą biegł Yared Shegumo, który zanotował międzyczas 32:15. Jak się później okazało, nasz zawodnik miał problem ze zdrowiem, bo nie stawił się już na 20 km.

Odważnie ale i rozważnie poczynał sobie Henryk Szost, który półmaraton pokonał w 1:05.55. Polak znajdował się wśród 9 zawodników nadających tempo rywalizacji. Kilka sekund straty miał Sondre Nordstad Moen.

Drugim z Polaków na tym etapie rywalizacji był Arkadiusz Gardzielewski - 1:06:40 - tuż obok podążał Mariusz Giżyński z sekundą straty.

Giża ruszył

Po 25 km przyspieszać zaczął doświadczony Mariusz Giżyński - uczestnik mistrzostw Europy z 2010 roku. To była taktyka podobna do tej, która dała mu w tym roku srebro Mistrzostw Polski podczas ORLEN Warsaw Marathon. Na 35. kilometrze pochodzący z Płocka maratończyk był dwunasty z czasem 1:51:34 i plasował się najwyżej wśród Polaków. Ostatecznie nie udało się przebić do pierwszej dziesiątki.

Jak Filip z konopii

Końcówka biegu to już popis trójki Koen Naert (Belgia), Tadesse Abraham i Yassine Rachik (Włochy). Niespodziewanie, po 30. kilometrze, to 28-letni, mało znany Belg wysforował się na prowadzenie, którego nie oddał go już do końca mistrzowskiej rywalizacji.

Na mecie uzyskał wynik 2:09.51. Jest to jego nowy rekord życiowy, a także nowy rekord mistrzostw Europy.

Srebro zdobył Szwajcar Abraham - 2:11:24 , a brąz przypadł Włochowi Yasine Rachikowi – 2:12:09, co również jest jego najlepszym wynikiem w karierze. W pierwszej dziesiątce padło aż sześc życiówek, niestety żadna nie stała się udziałem Polaków.

Polacy liczyli

Najlepszym z Polaków został Mariusz Giżyński, który zajął 13. miejsce z wynikiem 2:16.02. Wycieńczony Henryk Szost zafiniszował na 19. miejscu z rezultatem 2:18:09.

Arkadiusz Gardzielewski uplasował się 21. miejscu z czasem 2:18:21, Błażej Brzeziński był 45. z rezultatem 2:22:35.

Artur Kozłowski zajął 52. pozycje pokonując trasę w 2:26:28.

Kolegów na mecie witał kontuzjowany Yared Shegumo.

Polacy liczyli na medal przede wszystkim w klasyfikacji drużynowej. Jak do tej pory Biało-Czerwoni tylko raz stawali na podium Pucharu Europy w Maratonie - w 1981 roku. W ostatecznym rozrachunku – sumowano czasy trzech najlepszych biegaczy w każdej z reprezetnacji - do podium zabrakło 3 minuty i 2 sekund. Nasza drużyna została sklasyfikowana na piątym miejscu z czasem 6:52:31.

Dodajmy, że ewentualny krążek w klasyfikacji drużynowej nie byłby liczony do klasyfikacji medalowej 24. Mistrzostw Europy. Złoto Pucharu Europy w maratonie zdobyli Włosi (czas 6:40:48).

Krew, pot...

Jako pierwsze na trasę mistrzowskiego maratonu ruszyły panie. W ramach Mistrzostw Europy zawodniczki na tym dystansie tym rywalizują od 1982 roku i jak do tej pory Polka nie stawała na podium czempionatu. Passę mogła przełamać Izabela Trzaskalska. Nie było to jednak łatwe zadanie, bo dla podopiecznej Marka Jakubowskiego był to już trzeci maraton w ciągu 7 miesięcy.

Faworytką biegu była Volha Mazuronak - piąta zawodniczka igrzysk olimpijskich z Rio, z życiówką 2:23:54. Białorusinka od początku utrzymywała się w czołówce, pokonując pierwsze 5 km w czasie 17:31. Nasza reprezentantka w tym momencie podążała w drugiej grupce z kilkunastometrową stratą, notując międzyczas 17:36.

W okolicach dziesiątego kilometra Mazuronak zaczęła mieć problemy z krwotokiem z nosa. Biegaczka wprost zalała się krwią, jak gdyby zamiast żeli zjadła na trasie sporego, krwistego steka. Dzięki pomocy służb medycznych, które w biegu podawały opatrunki i ręczniki, krew udało się zatamować, a Mazuronak mogła bez przeszkód kontynuować bieg.

Na półmetku Białorusinka zameldowała się z międzyczasem 1:14:00. Identyczny wynik miało jeszcze pięć zawodniczek w tym jej rodaczka Maryna Damantsevich, która w 2013 roku wygrywała maraton w Poznaniu. Natomiast Izabela Trzaskalska ten fragment trasy minęła na jedenastej pozycji, z międzyczasem 1:15.34.

Po 30 km ucieczki spróbowała Francuska Clemence Calvin, debiutująca w maratonie. Próbę tę szybko zlikwidowały Mazuronak, do spółki z Evą Vrabcovą-Nyvltovą.

W samej końcówce opadła z sił Czeszka, znana również z biegów narciarskich. Zacięty pojedynek o wygraną stoczyły Białorusinka i Francuska.

… i łzy. Szczęścia!

Dramaturgi rywalizacji dodało zdarzenie z ok. pięćsetnego metra przed metą. Prowadząca o kilka kroków Mazuronak pomyliła nieco trasę, biegnąć prosto zamiast skręcić w prawo.

Chciała to wykorzystać Calvin, ale Białorusinka szybko zreflektowała się. Na ostatniej prostej popisała się kapitalnym, sprinterskim finiszem. Wygrała z czasem 2:26:22.

Srebro zdobyła Clemence Calvin z wynikiem 2:26:28. Brąz wywalczyła Eva Vrabcova-Nyvltova, ustanawiając rekord kraju - 2:26:31.

Izabela Trzaskalska zajęła 10. miejsce z wynikiem 2:33:43. To najlepszy wynik w historii starów Polek w maratonie Mistrzostw Europy. Trzaskalska poprawiła 11. miejsce  Renaty Paradowskie z Budapesztu z 1998 r.

Polska w rywalizacji pań nie wystawiła drużyny. Złoto w Pucharze Europy zdobyła Białoruś, z łącznym czasem 7:21:54.

RZ


Powiedzieli na mecie: 

Izabela Trzaskalska (10. miejsce, czas 2:33:43):

 Jestem zadowolona z tego startu. Spodziewałam się, że będzie trochę chłodniej, ale i tak poszło dobrze. Biegło mi się lekko, to chyba najlżejszy maraton w życiu. Czułam się naprawdę wspaniale.

 Trasa była bardzo dobra, mimo nawrotów. Teraz pozostaje mi tylko wypoczywać.

Mariusz Giżyński (13. miejsce, czas 2:16:02)

– Trasa była bardzo szybka. Raz wiało w twarz, raz w plecy. Pierwszą „trzydziestkę” biegłem równo na 2:13:30, ale skończyłem wolniej. Nie wytrzymałem ostatnich 12 km. Walczyłem do końca, bo zdawałem sobie sprawę, że jesteśmy na styku, a chłopaki byli blisko. Na końcu już padaliśmy jak kawki. Nogi mieliśmy zabetonowane. Na ostatnich 2 km nie mogłem już podnosić. nóg  Zero energii. Myślałem, że lepiej to wytrzymam. Jeszcze na 35 km czułem się nieźle. Później przyszła bezsilność maratończyka.

Błażej Brzeziński (45. miejsce, czas 2:22:35)

– Było dziś bardzo ciepło. Chociaż może nie aż tak jak pierwszego dnia pobytu w Berlinie. Trasa była świetna, przyszło wielu kibiców. Nic tylko biegać. Przeszkadzało tylko słońce.

– Miałem duży problem z przyswajaniem wody i żeli. Co chwile łapały mnie kolki. Dwa, albo trzy razy musiałem przystanąć, bo uwierała mnie skarpetka. Mam bardzo duże odciski. Jeśli chodzi o komfort biegu to była dla mnie droga krzyżowa. Czas nie jest dobry, ale ciesze się, że dobiegłem. 

– Szkoda, do medalu zabrakło niewiele.

Henryk Szost (19. miejsce, czas 2:18.09):

– Dopóki temperatura była znośna, to biegło mi się znakomicie. Do 20. kilometra wręcz bawiłem się tempem. Jak słońce mocniej przyłożyło, zacząłem się szybko odwadniać. Taki mam organizm i nic na to nie poradzę. Czego bym nie próbował i jak bym się nie starał, to i tak organizm zawodzi mnie w wysokich temperaturach. Mieliśmy dobry serwis, czapki z lodem, picie. Co mogłem to zrobiłem.

– Podjąłem próbę walki o medal indywidualny. Przynajmniej chciałem być w pierwszej dziesiątce. Niestety, nie udało się, ale chciałem jeszcze pomóc walczyć o medal w drużynie. Liczyłem na więcej. Dziś, startując nawet gdzieś z tyłu, i tak nie byłbym w stanie się przebić. To nie były moje warunki.

Arkadiusz Gardzielewski (21. miejsce, czas 2:18.21):

 Z Mariuszem i Arturem zabezpieczaliśmy tyły. Staraliśmy się biec tak, żeby drużyna dobiegła w miarę wysoko, żeby zapunktować. Staraliśmy się bieg stosunkowo wolno, ale tak naprawdę warunki nas złamały. Mnie osobiście ten bieg kosztował bardzo dużo. Szczerze mówiąc, to na ostatnich trzech kilometrach nie wiedziałem za bardzo czy dobiegnę. Było bardzo ciężko. Nogi uginały się wielokrotnie. Trzeba pochwalić kibiców, którzy donieśli nas do mety. 

 Bieganie w takich warunkach to jest coś ekstremalnego. To nie jest bieganie w maratonie komercyjnym, gdzie biega się w komfortowych warunkach, w chłodzie. Tutaj w upale dużo szybciej się odwadniamy, przez co nie jesteśmy w stanie uzupełnić płynów i cierpimy. Ale pokazaliśmy dzisiaj, że potrafimy cierpieć. Szczególnie biegnąc z orzełkiem na piersi.

Yared Shegumo (DNF)

– To pierwszy raz, gdy zszedłem z trasy. Zacząłem spokojnie i chciałem dogonić chłopaków, ale nie dałem rady. Ja nie biegłem, ja truchtałem. Ból, który promieniuje do biodra towarzyszył mi już przed startem. Teraz muszę porozmawiać z lekarzami, bo chciałbym wystartować jeszcze jesienią. Jeśli tylko się wyleczę.

Rozmawiała w Berlinie Ilona Berezowska


Od redakcji:

Po biegu doszło do nieco kuriozalnej sytuacji. Polacy cieszyli się z brązowego medalu w Pucharze Europy w Maratonie, pozowali do zdjęć. Sęk w tym, że na trasie byli jeszcze ostatni zawodnicy reprezentacji Austrii i Szwajcarii, co wyraźnie było zaznaczone w internetowej tabeli Pucharu – w zestawieniu nie było łącznych czasów tych zespołów.

Przez chwilę Polacy znajdowali się na najniższym stopniu podium, ale tylko dlatego, że skończyli już rywalizację, tak jak Włosi i Hiszpanie. Gdy ostatni Austriak i Szwajcar dotarli do mety, spadli na piąte miejsce. Obie nacje wyprzedziły nas dlatego, że dwaj pierwsi reprezentanci tych krajów pobiegli tak dobrze, że ostatni zawodnik mógł pobiec wolniej niż Polacy a i tak wypracowana przewaga pozwoliłaby wyprzedzić Biało-Czerwonych. I tak się stało. Nie było błędu aparatury technicznej, a błędne zrozumienie zasad, wg których rozgrywano pucharowe zmagania. Pytanie kto przekazał naszym zawodnikom błędne informacje.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce