Dlaczego Maraton w Gdańsku jest lepszy od Krakowa?

 

Dlaczego Maraton w Gdańsku jest lepszy od Krakowa?


Opublikowane w czw., 19/05/2016 - 11:26

W niedzielę, 15 maja odbył się 2 Maraton Gdański. W pierwszej edycji zawodów nie brałem udziału, suportując kolegę na rowerze, dlatego w tym roku nie mogłem sobie odmówić przyjemności startu w tej niezwykłej imprezie. Choć poprzedni maraton zebrał same pozytywne opinie, to wiele osób twierdziło, że ten może być jeszcze lepszy.

Relacjonuje Krzysztof Kolatzek, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy

Początek roku nie był dla mnie udany. Ostre zapalenie oskrzeli, wykluczyło mnie z treningów. Potem próbowałem "gonić" formę. Na szczęście organizator maratonu MOSiR Gdańsk już po raz kolejny raz zagwarantował biegaczom profesjonalne treningi zarówno dla początkujących biegaczy jak i dla takich zaawansowanych technicznie zawodników jak ja. Drugiego takiego przykładu w Polsce chyba nie ma. 

Tak jak wspomniałem, na początku roku miałem niestety nawracające zapalenie oskrzeli, więc przychodziłem na treningi tylko po to, by jakoś  przetrwać. Później już było mi nieco lepiej.

Zajęcia odbywały się dwa razy w tygodniu z trenerami grupy samego Radka Dudycza, którego jak mi się wydaje nikomu nie trzeba przedstawiać.To dzięki niemu każdy z nas miał przygotowany profesjonalny plan treningowy.

Dodatkowo w ramach  Aktywuj się w Maratonie  braliśmy udział w wykładach ,na temat przygotowania do zawodów, treningu, odżywiania i zapobieganiu kontuzji.

Całe przygotowania trwały prawie 4 miesiące i w tym  czasie mieliśmy jedynie jeden start kontrolny w półmaratonie w Gdyni. Treningi wspominam bardzo dobrze. Panowała na nich wspaniała, rodzinna atmosfera, udało mi się nawiązać nowe  znajomości,

Na początku zajęcia odbywały się na deptaku nad morzem, ale gdy zrobiło się nieco cieplej przenieśliśmy się do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, by biegać po tamtejszych  górkach.

Niestety po tym jak udało mi się jakoś zaleczyć oskrzela, na 4 tygodnie przed startem pojawił się kolejny problem. Tym razem była to kontuzja kolana po długim wybieganiu. Nie załamałem się jednak. Uznałem, że najlepszą rehabilitację robi się w ruchu, dlatego choć trochę kulawy chodziłem na treningi. Okazało się, że dodatkowe ćwiczenia mi pomogły, kolano przestało boleć, choć, jeszcze czasami trochę trzeszczy. 

Niestety to nie wszystko. Kolejna  przeszkoda, która się pojawiła na mojej drodze do maratonu była bardziej uciążliwa. Chodziło o rwę kulszową. Niestety, nie udało się mi jej pozbyć całkowicie, ale teraz dokucza mi tylko przy siedzeniu i leżeniu.

Na szczęście mój udział w maratonie nie był zagrożony. Z każdy dniem byłem nim coraz bardziej zaaferowany studiując zapamiętale  trasę zawodów. W tym roku została ona trochę zmieniona. Mieliśmy np. przebiec przez park Reagana który nabrał blasku m.in. dzięki moim i mojego Ojca staraniom

Cały okres przedstartowy był dla mnie wyjątkowy jeszcze z jednego powodu. Przez pewien czas brałem udział w innowacyjnym projekcie badań zdrowotnych maratończyków ,zorganizowanych przez AWF w Gdańsku. Badania te nadzorował wybitny maratończyk, prof. Radkowski z Akademii Wychowania Fizycznego. 

Trzy tygodnie przed maratonem, grupa maratończyków w różnym wieku i poziomie zaawansowania miała najpierw badania wydolnościowe V max na bieżni mechanicznej na AWF, potem kolejne badania specjalistyczne serca w Akademii Medycznej, a także badania mięśni łydek oraz ścięgna Achillesa w klinice rehabilitacji.

Ostatni trening przed maratonem mieliśmy w środę i od tej pory aż do niedzieli postanowiliśmy odpoczywać i ładować nasze organizmy węglowodanami. Nie wiem jak innym się to udało, ale ja byłem w pełni naładowany energią. Była mi ona potrzebna nie tylko do biegania. Od 1 mają biorę udział w europejskiej  rywalizacji miast (http://cyclingchallenge.eu/) i od tej pory kręciłem kilometry dla Gdańska. Okazało się, że byłem w pierwszej 40-stce tych co przejechali najwięcej kilometrów rowerem dla swojego miasta .

Nic więc dziwnego, że na maraton pojechałem rowerem. Trochę obawiałem się jaka będzie pogoda, wszak kilka  dni przed startem były 25-stopniowe upały. Na szczęście Radek nas zapewnił, że zachmurzenie na niedziele jest zamówione. I tak też było.

Bezpośrednio przed startem miałem badanie ścięgna Achillesa, potem szybko się przebrałem. Na rozgrzewkę zostało zaledwie kilka minut. Więcej czasu nie było.  A to wszystko przez to, że zaspałem. Budzik po prostu nie zadziałał. 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce