Czego się nie robi dla ... 2. Ultramaraton do Gorących Źródeł

 

Czego się nie robi dla ... 2. Ultramaraton do Gorących Źródeł


Opublikowane w pon., 20/02/2017 - 08:50

Aleksandrowska Grupa Biegowa „Torfy” powstała niedawno, ale już ma na koncie organizację kilku udanych nieformalnych imprez biegowych. Jedną z nich jest Ultramaraton do Gorących Źródeł, który w ostatnią sobotę miał swoją drugą edycję. Jest to długa, towarzyska wycieczka bez ścigania na dystansie około 48 km z początkiem w Aleksandrowie Łódzkim i metą na termalnych basenach w Uniejowie. Mimo niesprzyjającej pogody, pozytywne opinie zeszłorocznych uczestników i perspektywa gorącej kąpieli zachęciły do wzięcia udziału w sumie około 40 osób.

Pierwsza kilkunastoosobowa grupka miała wyruszyć z aleksandrowskiego rynku o 8:00. Druga, mająca w w planie nieznacznie szybsze tempo, godzinę później. Wszyscy mieliśmy przed 15:00 spotkać się w Uniejowie, gdzie mieliśmy zapewniony bezpłatny wstęp na termy. Nie miałem zamiaru się zmęczyć. Jednak chęć pospania godzinę dłużej, możliwość podwózki z Łodzi przez znajomych i zapowiadane tempo około 6 minut na km zachęciły mnie do wybrania „szybszej” grupy.

Obudziłem się z kluchą w gardle. Kiedy bierze mnie jakaś franca, idę przebiec szybką piątkę na wypalenie mikrobów, po czym wskakuję pod gorący prysznic i ciepły kocyk. Zwykle pomaga. Nie próbowałem jednak jeszcze zabiegać przeziębienia na takim dystansie. Zawsze musi być ten pierwszy raz.

Temperatura ledwo powyżej zera, siąpiący deszcz i zimny wiatr. Chyba większość zatęskniła za niedawnymi mrozami, ale pogody się nie wybiera. Rynek był pokryty lodem. Aleksandrowskie boczne uliczki, na które wybiegliśmy chwilę po starcie, tak samo. Po opuszczeniu miasta zaczęła się już zupełna jazda dowolna z piruetami i innymi efektownymi figurami. Wszystko to przy akompaniamencie obszczekujących nas psów. Jeden szczególnie duży stał w otwartej bramie i robił groźną minę, ale chwilę z nim pogadałem i nawet podszedł się ze mną przywitać.

Na leśnej drodze lodowisko zmieniło się w rozmiękły śnieg. Nie wiadomo, co bardziej spowalniało. Grupa jednak szybko cisnęła do przodu, nie zważając na pozostały jeszcze do pokonania dystans. Kawałek suchego asfaltu powitaliśmy z ulgą, ale konie wyścigowe na czele jeszcze mocniej przyśpieszyły. Deszcz łaskawie przestał padać. Jeszcze kilka kilometrów prostej, mniej lub bardziej oblodzonej drogi i zawitaliśmy do Urzędu Gminy w Dalikowie, gdzie na 18 km czekał gościnny bufet z herbatą, kawą i ciastkami.

Impreza miała być w formule zero (opłaty startowej i zgłoszeń, świadczeń na trasie i ścigania). Organizatorzy z AGB Torfy z pomocą gościnnych gospodarzy bufetów zadbali jednak o złamanie drugiego z powyższych ustaleń. Innym dogodnym świadczeniem był samochodowy transport przepaków ze startu na metę.

Świeżo posilona ekipa ruszyła tempem zdecydowanie bliższym 5, niż 6 minut na km, korzystając z suchego asfaltu. Wybrany został taki wariant zamiast wcześniej planowanej bocznej leśnej drogi, by uniknąć następnego odcinka specjalnego ze szklanką. Inną jego zaletą był sklep w Domaniewie, w którym chętni mogli dodatkowo nawodnić się izotonikiem, a nawet małym piwotonikiem. Wcześniej, niedaleko za Dalikowem po 21 km na asfalcie został położony patyk, symbolizujący metę pierwszego półmaratonu dla koleżanki Darii. Jak łatwo się domyśleć, debiutowała ona także na dystansie maratonu oraz ultra.

Ten odcinek minął wyjątkowo szybko, a po 30 kilometrach czekał następny bufet w strażackiej remizie w Wilkowicach-Turze, zorganizowany z pomocą Izy i Marka z Uniejowa. Stąd zostało już tylko 18 km – wydawało się, że niewiele. Na błotnistej, polnej drodze kolumna się mocno rozciągnęła. Najszybsi poczuli metę i wyrwali do przodu, a nastawieni na bardziej rekreacyjne bieganie pokonywali trasę swoim tempem małymi grupkami.

Tego dnia należałem zdecydowanie do tej drugiej części. Tym bardziej, że pewnie spowalniało mnie atakujące przeziębienie. Tylko niestrudzony Darek Andrzejczak z AGB Torfy krążył tam i z powrotem, dbając o wszystkich uczestników. Zorganizował nawet metę maratonu dla Darii. W sumie musiał zrobić grubo ponad pięćdziesiątkę.

Sam tymczasem coraz bardziej zwalniałem, a kilka ostatnich kilometrów musiałem już pokonać Gallowayem. Na ostatnie dwa wybiegł mi naprzeciw Darek. Wcześniej odmówiłem zabrania się na pokład samochodu organizatorów Witka i Tomka, którzy wyjechali po biegacza narzekającego na problemy z kręgosłupem. Na termach wszyscy pozostali już czekali. Zdecydowanie nie polecam zabiegiwania infekcji takim dystansem...

Najszybsi w międzyczasie dogonili pierwszą grupę, urządzając sobie wybieganie z narastającą prędkością aż do 4 minut na km. Byli wśród nich festiwalowi ambasadorzy Milena i Bartek Grzegorczykowie i górski ultras Michał Brzeszkiewicz, który stwierdził, że pięć godzin biegania nie zaburzy mu specjalnie planu treningowego. Znaleźli się też tacy, którzy dokręcili brakujące 2 km po parku, aby zaliczyć pełną pięćdziesiątkę.

Termy wszystko wynagrodziły. Najpierw przepłynąłem cztery długości basenu, na więcej nie miałem siły. Przynajmniej zaliczyłem ultra aquathlon. Później wraz z innymi oddałem się długiej i gorącej solankowej kąpieli.

– Lubię takie szalone sportowe wyzwania – powiedziała po swoim potrójnym debiucie Daria Ogrodowczyk – a tu jednocześnie mogłam przebiec swoją pierwszą połówkę, maraton i ultra w miłej towarzyskiej atmosferze i bez poganiania. Daria stanowczo zdementowała insynuacje co niektórych złośliwych kolegów o jej rzekomym kryzysie na ostatnich kilometrach.

– Rok temu mieliśmy pierwszą edycję, ludziom się spodobało i się przyjęło – podsumował kierujący organizacją Witek Tosik z AGB Torfy, kiedy szliśmy do mającego nas odwieźć z powrotem do Aleksandrowa autokaru – o to chodziło, by po takim dłuższym wybieganiu zażyć regeneracyjnej kąpieli, i dlatego wybraliśmy właśnie Uniejów. Żeby się porwać na taki dystans, to potrzeba w grupie trochę doświadczonych ultrasów, ale również są debiutanci, jak rok temu biegnąca z nami i dziś Kasia, no i teraz Daria. Grupa daje pomoc i możliwość wzajemnego mobilizowania się.

Witek zaprosił też wszystkich na Półroczny Półmaraton o Północy, który jego klub organizuje dokładnie w połowie roku, czyli w nocy na przełomie czerwca i lipca. Również bez ścigania, towarzysko i z szampanem na punkcie odżywczym. Bo w końcu w bieganiu chodzi głównie i dobrą zabawę.

Kamil Weinberg


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce