38. PZU Maraton Warszawski Ambasadora. "Było super!"

 

38. PZU Maraton Warszawski Ambasadora. "Było super!"


Opublikowane w czw., 29/09/2016 - 09:27

Początki imprezy sięgają roku 1978 roku, kiedy to odbył się po raz pierwszy pod państwowotwórczą nazwą Maraton Pokoju. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, tak w Polsce jak i samym maratonie – pisze Jan Nartowski, Ambasadora Festiwalu Biegów.

Biuro zawodów urządzono w nowym miejscu - na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu. To niezłe miejsce, ale - trochę dla niektórych - koniec świata. Niezbyt dogodny dojazd i kawałek do przejścia. Pakiety startowe dość oszczędne. Targi sportowe też nie powalały rozmachem. Czuć lekki kryzys i zadyszkę biegową...

W tym roku - zresztą jak zwykle - pogoda dopisała. Słoneczny poranek, lekko zachmurzone niebo, chłodny wiatr napawał biegaczy optymizmem.

Na start można było dojechać komunikacją publiczną bez biletu. Szatnie i depozyty zorganizowano na tyłach Uniwersytetu Warszawskiego u podnóża skarpy wiślanej. A sam start wrócił na Krakowskie Przedmieście tym razem przed bramę UW, który w tym roku obchodzi swoje 200-lecie istnienia.

Rekordu frekwencji nie ma. Fala biegaczy nieco opada a ilość imprez osłabia zainteresowanie tym kultowym biegiem.

W planie mam złamanie 4 godzin ale bez spinania się. Ciągle jestem niedotrenowany, brak mi długich wybiegań. O 9:00 po odsłuchaniu nieśmiertelnego „Snu o Warszawie” Czesława Niemena ruszyliśmy przed siebie.

W tym roku trasa została zmieniona. Biegniemy niemal prosto Ul. Puławską na Ursynów do ulicy Gandhi. Na 11. kilometrze skręcamy w Rosoła, Hlonda w dół do Wilanowskiej i Sobieskiego. Gagarina dobiegamy do Łazienek Królewskich i Mostem Świętokrzyskim przebiegamy na Pragę. Przez Pragę biegniemy łukiem Ratuszową, Namysłowską do ronda Starzyńskiego i dalej do mostu Gdańskiego stamtąd Mickiewicza przez Plac Wilsona w dół do Gwiaździstej. Następnie zawracamy na Wisłostradę. Ostatnie 4 km biegniemy z mocnym podbiegiem na wiadukt na wysokości Krasińskiego, obok Cytadeli, aż do mety na wysokości Sanguszki.

Punkty serwisowe rozstawione są co 2,5 km. Jest woda, izotonik, później cukier i banany. Początkowa słońce świeci w twarz ale nie jest zbyt gorąco. Po nawrotce na Ursynowie świeci w plecy, czuć chłodny wiatr ale i tak muszę się polewać wodą; robi się coraz cieplej.

Biegnę dość spokojnie na tempo 5:30. Do 30. kilometra wszystko idzie zgodnie z planem. Czas 2:50 i spodziewany czas na mecie podawany przez komputer 3h55'. No niestety, jak to na maratonie... rozgrzewka trwa 30 km a maraton to właściwie ostatnie 12 km. Tempo spada, brak mi kondycji, odzywa się żołądek.

Najpierw zwalniam na punktach serwisowych, później podchodzę po 200 metrów na każdym kilometrze. Dość powiedzieć, że ten ostatni odcinek pokonuję w 1,5 godziny. Ostatecznie jestem na mecie w czasie 4:24:55 na miejscu 4065/5924.

Długo odpoczywam na trawie, niby nie jestem zmęczony ale jakiś taki bez życia. Niby nie było gorąco ale twarz pali mnie od słońca, które jednak mocno świeciło większą część trasy...

Impreza jak zwykle świetna. Nowa trasa szybka i dość łatwa, bez długich męczących podbiegów. Widokowo dosyć urozmaicona i ciekawa. Zawiedli jak zwykle warszawscy kibice, których najwięcej było na przejściach i przystankach, niecierpliwie czekających na przekroczenie ulicy. Gdzie nam do Berlina czy Pragi gdzie tłumy z radością kibicują biegaczom.

Meta wróciła na dawne miejsce - na Wisłostradę, na wysokość Starego Miasta. A po biegu piknik na trawie przy fontannach. Naprawdę było super!

Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegów

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce